Parę dni po meczu towarzyskim Lechia Gdańsk - F.C Barcelona, naszła mnie pewna refleksja. Otóż było to spotkanie o przysłowiową pietruszkę, w którym średniak polskiej Ekstraklasy zmierzył się z mocno okrojonym składem jednego z największych klubów świata. Klub ten działa na fantazję i dostarcza wielu emocji kibicom na całym świecie - proste i oczywiste.
Dlaczego jednak Lechia grała z większym zaangażowaniem, gryząc murawę i rozpruwając sobie żyły, niż polscy przedstawiciele w tegorocznych eliminacjach do europejskich pucharów?! Dobrze mogła pobiegać, spróbować coś strzelić, w międzyczasie tracąc kilka bramek a i tak wyjść z pojedynku z podniesionymi głowami. Jednak dla dobra widowiska stało się inaczej. Polski zespół rozegrał wyśmienity, jak na swoje możliwości mecz, tworząc z Barcą widowisko godne uwagi. Gdyby każdy zespół grał z takim wigorem jak gdańszczanie, już teraz byłbym pewien awansu Legii do Ligi Mistrzów oraz Śląska i Lecha do Ligi Europejskiej.
Jednak wspomniane zespoły grają jak w kratkę; Legia nie potrafi rozegrać dwóch połów na swoim, dobrym poziomie; Lech pozostawia wiele do życzenia. Śląsk jako jedyny daje powody do radości, a po niedawnej wygranej z Club Brugge jest coraz bliżej awansu do kolejne rundy. Wszystko przez psychikę graczy danych drużyn. Umiejętnościami nie ustępują swoim przeciwnikom, lecz mimo to mają z nimi trudności. Lech, który śmiem twierdzić jest drużyną o klasę lepszą od Żaligirisu Wilno, poległ 0:1. Śląsk Wrocław, który teoretycznie jest słabszy od Club Brugge, wygrał 1:0. Jeśli sobie nie wybiegasz spotkania, to go nie wygrasz.
W przyszłym tygodniu okaże się na co stać polskie zespoły. Będzie to dobry sprawdzian przed ewentualnymi, decydującymi fazami eliminacyjnymi. Jesień bez pucharów? Bardzo możliwe. Pewne są natomiast nerwy, z jakimi oglądamy wyczyny naszych piłkarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz