• This is default featured slide 1 title

    Go to Blogger edit html and find these sentences.Now replace these sentences with your own descriptions.This theme is Bloggerized by NewBloggerThemes.com.

  • This is default featured slide 2 title

    Go to Blogger edit html and find these sentences.Now replace these sentences with your own descriptions.This theme is Bloggerized by NewBloggerThemes.com.

  • This is default featured slide 3 title

    Go to Blogger edit html and find these sentences.Now replace these sentences with your own descriptions.This theme is Bloggerized by NewBloggerThemes.com.

  • This is default featured slide 4 title

    Go to Blogger edit html and find these sentences.Now replace these sentences with your own descriptions.This theme is Bloggerized by NewBloggerThemes.com.

  • This is default featured slide 5 title

    Go to Blogger edit html and find these sentences.Now replace these sentences with your own descriptions.This theme is Bloggerized by NewBloggerThemes.com.

Słów parę o mundialu - cz. 3

Na brazylijskich  mistrzostwach zostały już tylko cztery drużyny. Gospodarze, mimo wciąż niezadowalającej gry, potrafili wznieść się na wyżyny i dojść do półfinału. Podobnie ich sąsiedzi i wielcy rywale - Argentyńczycy, którzy po raz pierwszy od pechowego 1990 roku, w którym ulegli w finale drużynie RFN 0:1, awansowali dalej niż do ćwierćfinału. O reputację Europy walczą Niemcy i Holendrzy, którzy również nie zachwycają swoją grą. Niemcy po dość bezbarwnym spotkaniu pokonały Francję 1:0, która przez wielu była typowana do końcowego sukcesu. W półfinale zmierzą się z Brazylią.

Holendrzy natomiast natrafili na zdyscyplinowaną drużynę Kostaryki - obok Belgii, czarnego konia turnieju. Dużą zasługę w tym, że Kostaryka dotrwała do rzutów karnych, zawdzięczamy Keylorowi Navasowi, który bronił jak w transie. A gdy brakowało centymetrów w rękach, bramkarza wyręczały słupki i poprzeczki. Holandia ostatecznie skuteczniej wykonywała karne i w półfinale spotka się z Argentyną.

Plaga kontuzji.

W ostatnich meczach niestety mieliśmy sporo przypadków kontuzji, które w najlżejszym przypadku kończyły się zejściami piłkarzy z boisk. W meczu z Belgią włókna mięśniowe naciągnął Angel di Maria, który nie potrafił dalej grać. To duża strata dla Albicelectes i poważne osłabienie przed starciem z Holandią. Poprzednio, w fazie grupowej, z mundialem pożegnał się Kun Aguero, będący jednym z filarów ofensywy Argentyny. Równie mało szczęścia miał gwiazdor reprezentacji Brazylii - Neymar. W meczu z Kolumbią Juan Zuniga wszedł w niego z impetem, powodując - wydawało się, bolesny faul. Wyrok lekarzy był jednak bezlitosny - dla Neymara do koniec mistrzostw! Piłkarz będący napędem całej Brazylii, będzie musiał teraz wspierać swoich kolegów, ale przed telewizorem lub na stadionie (jeśli będzie w stanie). Dla gospodarzy to strata niewyobrażalna i w zbliżającym się meczu z Niemcami, będą drżeli o wynik.

Chłodna kalkulacja

Ze spotkania na spotkanie spada średnia strzelonych bramek. O ile w fazie grupowej mieliśmy kilka wysokich wyników, m.in 1:5 w meczu Hiszpania - Holandia czy 4:2 w spotkaniu Algierii z Koreą Południową, tak teraz bramek jest zdecydowanie mniej. Najwidoczniej trenerzy nie chcieli zbytnio ryzykować, i stawiali przede wszystkim na żelazną obronę. Dlatego mieliśmy już 5 dogrywek, w tym 2 serie rzutów karnych. Zapewne półfinały nie będą się bardzo różniły pod tym względem. Mimo małej ilości bramek, emocji nie brakuje. To wystarczająca rekompensata. 

Jak polska reprezentacja stoi w miejscu.

Eliminacje do EURO 2008 był dla nas szczególne. Po raz pierwszy awansowaliśmy na ten turniej i to w świetnym stylu. W grupie mieliśmy m. in Belgię, którą najpierw ograliśmy 0:1 na wyjeździe i 2:0 w Chorzowie. Wydawało się, że wreszcie łapiemy kontakt z czołówką najlepszych zespołów Europy i świata. Rzeczywistość okazał się jednak okrutna i zamiast pnąć się w górę, łapiemy tendencję zniżkową, a w najlepszym wariancie - stoimy w miejscu. Belgia natomiast przyłożyła nacisk na szkolenie młodzieży i dzisiaj jest drużyną poza naszym zasięgiem. Niestety. Oliwy do ognia dolewa prezes PZPN Zbigniew Boniek, który twierdzi że Polska na mundialu nie była by dostarczycielem punktów. Hm...mimo ogromnego szacunku dla Pana Zbigniewa, nie zgadzam się z tym z prostego powodu - nie mamy drużyny i na eliminacje EURO 2016 prawdopodobnie też jej nie będziemy mieli. Chyba tylko zagraniczny, doświadczony trener z wielką charyzmą mógłby coś zdziałać z naszymi "Orłami". Tak jak swego czasu Leo Beenhakker...

Share:

Słów parę o mundialu - cz.2

Mundial w Brazylii jest nieprzewidywalny. Tak na dobrą sprawę ciężko wytypować zwycięzcę w danym meczy, gdyż bez przerwy mam niespodzianki. Grupa faworytów do mistrzostwa nie zachwyca, a wręcz przeciwnie - zaskakuje swoją nieporadnością w starciach z teoretycznie słabszymi drużynami. Mamy wreszcie mundial, w którym ci skazani na porażki występują ponad szereg i grają swoje, walką nadrabiając braki w technice czy złej taktyce. Mimo że mamy póki co fazę grupową, to powoli można przedstawić grono drużyn, które nie powiedziały ostatniego słowa i mogą namieszać w futbolowej hierarchii...

1. Koniec wielkiej Hiszpanii

Chyba nikt się nie spodziewał, że po dwóch meczach Hiszpania będzie miała 0 punktów i bilans bramkowy 1-7. O ile mecz z Holandią można było jakoś usprawiedliwić, tak spotkanie z Chile już nie. Przeciwnicy z Ameryki Południowej zagrali perfekcyjne spotkanie, obnażając przy okazji słabości La furia Roja. Z niedowierzaniem oglądało się Hiszpanię, najdroższą drużynę tych mistrzostw, która była nieporadna i jakby zagubiona, bez pomysłu i chęci do gry. Złota generacja Hiszpanów powoli odchodzi w cień i będzie musiała ustąpić swoim młodszym kolegom. To naturalna kolej rzeczy, która w wypadku drużyny z Półwyspu Iberyjskiego wypadła nad wyraz boleśnie. Podopieczni Vicente del Bosque powtórzyli niechlubny wyczyn wielkiej Francji z przełomu wieku, która najpierw wygrała Puchar Świata, potem EURO w Belgii i Holandii a później w azjatyckim mundialu nie wyszła z grupy, ba, nie strzeliła nawet bramki. Pod tym względem Hiszpania wygląda ciut lepiej, gdyż zdobyła bramkę z rzutu karnego w spotkaniu z Holandią (1:5). Na pożegnanie i otarcie łez została Australia, którą Hiszpania pokonała 3:0.

2. Niemcy nie tacy groźni?

Drużyna Joachima Loewa świetnie zaczęła brazylijski mundial, nie dając szans Portugalii (4:0). Większość ekspertów była jednak zaskoczona słabą grą Portugalii, przez którą Niemcy tak wysoko wygrali. Kolejne spotkanie, tym razem z Ghaną było smaczkiem dla kibiców. Jak wiadomo, w drużynie naszych zachodnich sąsiadów gra Jerome Boateng, a w Ghanie jego brat - Kevin Prince Boateng. Dla Niemców miał to być spacerek, lecz skończyło się na wymianie ciosów. Ghana zaprezentowała się bardzo dobrze i gdyby nie wejście smoka Miroslava Klose, być może mielibyśmy kolejną niespodziankę.

4. Francja i Holandia prężą muskuły 

Francuzi idą w tych mistrzostwach jak burza. Najpierw bez problemów pokonali Honduras 3:0, a później nie dali szans Szwajcarii, deklasując swojego rywala 5:2. Wynik powinien być wyższy, gdyż Karim Benzema strzelił prawidłowego gola, lecz sędzia akurat w tym momencie skończył spotkanie. Nie wiem po co puszczał tamtą akcję, chyba miał świadomość że może po niej paść gol. Padł a i tak go nie uznano. Kolejny idiotyzm sędziów na brazylijskim mundialu. Drużyna Oranje po kapitalnym meczu z Hiszpanią pokonała, lecz z problemami, Australię 3:2. Na koniec fazy grupowej pewnie  wygrała z Chile i z kompletem punktów zameldowała się w 1/16 fazy pucharowej.

5. Bezpieczeństwo

Przed mundialem wiele mówiono o bezpieczeństwie w Brazylii. Kraj Kawy przeżywa obecnie problemy gospodarcze a ludzie nie mają pracy. Wiąże się to z licznymi demonstracjami i różnego rodzaju ekscesami. Władze zapowiadały pełne bezpieczeństwo, lecz jak to ma się w rzeczywistości? Póki co na szczęście wszystko jest w porządku, a media często celowo tworzą "z igły widły". Po spotkaniu Chile - Hiszpania (2:0) zrobił się szum z powodu wtargnięcia chilijskich kibiców do centrum prasowego. Nazwano tych ludzi kibolami, którzy rzekomo zdemolowali pomieszczenie dla prasy. Ci fani tak naprawdę przypadkowo oparli się na ściance, która była słabo przymocowana i stworzyło się jedno wielkie nieporozumienie. Kilku ludzi zostało rannych a policja po kwadransie opanowała sytuację.
Share:

Słów parę o mundialu - cz.1

Mundial w Brazylii, czyli futbolowe święto dla fanów na całym świecie, powoli się rozkręca. Dotychczas rozegrane spotkania były niezwykle emocjonujące i co najważniejsze - mieliśmy dużo bramek. Niektórzy porównują, które rozgrywki są lepsze - Liga Mistrzów czy Puchar Świata w piłce nożnej. Ciężko obiektywnie ocenić i chyba nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Fakt że topowe kluby raczej nie miały by problemów z uporaniem się z czołowymi reprezentacjami, lecz nie o to tutaj chodzi. Mundial to coś więcej, niż sezon w europejskich pucharach. Tutaj liczy się selekcja i odpowiednie podejście pedagogiczne, co jest niezwykle ważne, jeśli chcesz odnieść sukces. Wszyscy jednoczą się, aby wspólnie wspierać swoją drużyną narodową. Zamiast dywagować, cieszmy się tymi pięknymi chwilami na brazylijskich boiskach!

1. Holandia na topie

Wszystkich chyba zaszokowała postawa Hiszpanii w starciu z Holandią. A chyba jeszcze bardziej wynik 1:5 który nie do końca jest sprawiedliwy. Nie rozumiem czemu przez wielu obarczany za niego jest Iker Casillas, który co prawda zawalił jedną bramkę, ale przy innych nie miał wiele do powiedzenia. Nie zmienia to jednak faktu, że La Furja Roja jest drużyną wypaloną, która potrzebuje świeżej krwii. Ten wózek już dłużej nie pociągnie na odpowiednio wysokim poziomie, dlatego potrzebuje zmian. Drużyna Oranje natomiast pokazała, że do młodzieży świat należy. Stefan de Vrij, Daley Blind czy Bruno Martins mimo że nie są zbyt doświadczeni, to pokazali że potrafią grać na wysokim poziomie. A przypomnieć trzeba, że grają "tylko" w Eredivisie. [Być może wybór Ajaxu Amsterdam przez Arkadiusza Milika będzie strzałem w dziesiątkę?]

Holendrzy z nawiązką zemścili się za ostatni finał z RPA, gdzie ulegli Hiszpanii 0:1 po golu Andresa Iniesty.

2. Lwy Albionu kolejny raz poskromione

Podopieczni Roy'a Hudgsona nie sprostali reprezentacji Włoch, przegrywając 1:2 po emocjonującym meczu. Trener Włochów Cesare Prandelii obiecywał, że na mundialu zobaczymy "nową reprezentację Włoch". Słowa dotrzymał, gdyż widzieliśmy Squadrę Azzura grającą jeszcze lepiej, niż na Euro 2012. Candreva był nie do zatrzymania a Andrea Pirlo po raz kolejny potwierdził klasę. Po strzale w poprzeczkę w 93 minucie nawet bramkarz Anglików - Joe Hart, nie wierzył że piłka nie wpadła do bramki. Dodajmy do tego Mario Balotellego, który zaciekle walczył o każdą piłkę i strzelił bramkę na 1:2, a wychodzi nam ciekawa mieszanka piłkarzy. Co prawda obrona Włochów mimo wszystko pozostawiała sporo do życzenia, to ogólnie wypadła poprawnie. Anglicy natomiast kolejny raz zawiedli w spotkaniu z rywalem z najwyższej półki. Choć mieli dobre momenty, nie przełożyły się one na sukces. Teraz czeka ich walka z Urugwajem, który sensacyjnie uległ Kostaryce 1:3. Jedni i drudzy zawiedli oczekiwania swoich kibiców i będą grali o być albo nie być. Jedno jest pewne - emocji nam nie zabraknie!

3. Błędy sędziowskie

Po inauguracyjnym meczu Brazylia - Chorwacja więcej mówiło się o pracy sędziego, niż o grze piłkarzy. Yuichi Nishimura z Japonii podyktował karnego dla Brazylii po faulu na Fredzie. Faul jednak nie było, a sam piłkarz powinien dostać żółtą kartkę. Canarinhos wyszli na prowadzenie i w końcówce podwyższyli na 3:1. Można rzec, że podyktowanie takiego karnego było karygodnym żartem, lecz sędzia to tylko człowiek. Niektórzy jednak wywęszyli teorie spiskowe, jakoby mecz był sprzedany. Od razu przypominają się demony przeszłości z Korei i Japonii... Jeśli coś w tym jest (a pewnie jest, w końcu gospodarzom się pomaga) to o meczach z udziałem Brazylii będzie głośno. Mam nadzieje jednak, że będzie głośno - ale z powodu bajecznej gry, a nie sędziowskich gaf.

Jeśli jesteśmy przy błędach sędziowskich, to trzeba wspomnieć o meczu Meksyk - Kamerun, w którym Meksykanie dwa(!) razy strzelili prawidłowe bramki, a sędziowie i tak ich nie uznali. Ostatecznie skończyło się na 1:0, dzięki czemu Meksyk nie został pokrzywdzony do tego stopnia, że nie stracił punktów. Oby te kompromitujące błędy sędziów stały się historią, która nie będzie miała swoich nowych kart.
Share:

Jeśli nie Atletico, to kto?

Atletico Madryt po niezwykle udanym sezonie 2013/14 czeka trudny okres. Klub może zostać poważnie osłabiony, czego chyba wszyscy się spodziewali. Sensacyjny zdobywca mistrzostwa Hiszpanii i finalista Ligi Mistrzów zachwycił swoją grą cały świat. Za niewielkie pieniądze, jak na dzisiejsze standardy futbolowe, stworzono drużynę solidnych rzemieślników, którzy gotowi byli (i są nadal) pójść w ogień za Diego Simeone.

Sukces jednak powoduje wzrost popularności danych piłkarzy i kwestią czasu jest to, kiedy i za ile zostaną sprzedani do większych klubów. Kilka gwiazd, z Diego Costą na czele, opuści Estadio Vicente Calderon i Rochi Blancos będą poważnie osłabieni. Czy to oznacza, że Real Madryt i FC Barcelona znów będą rządzić i dzielić w lidze na lata? Jest mała iskierka nadziei w tym, że będzie kolejny wielki gracz w La Liga.

W maju br. za 360 milionów euro Peter Lim kupił Valencię CF. Suma wyłożona na kupno wynosi 70,4 % udziałów w klubie. Biznesmen z Singapuru będzie musiał ponadto spłacić długi popularnych "Nietoperzy" wynoszące ok. 220 milionów euro.

Valencia prawdopodobnie znów wróci do ścisłej czołówki i będzie toczyła wyrównane boje z Realem i Barcą. Chyba wszyscy sympatycy Primera Division tego pragną. Kolejny wielki klub to kolejna masa emocji. Dla kibica sprawa fantastyczna. 

Dzięki Atletico Madryt, skostniała dla wielu Primera Division zyskała koloryt. Po dojściu kolejnej potęgi w postaci Valencii, rozgrywki staną się jeszcze bardziej atrakcyjne.

Z klubami kupowanymi przez szejków bywa różnie. Manchester City w ostatnich latach urósł do rangi gracza, rozdającego karty. Mistrzowie Anglii w krajowych rozgrywkach spisują się ostatnio wyśmienicie, a w Europie poczynają sobie coraz śmielej. Co prawda wciąż daleko im do dwójki z Hiszpanii czy Niemiec, ale te różnice są coraz mniejsze. Podobnie z francuskim PSG, które stało się hegemonem Ligue 1 a w Lidze Mistrzów spisuje się bardzo dobrze, potrafiąc napsuć krwi każdemu zespołowi.

W Hiszpanii głośno było o Maladze CF, która w 2010 roku została kupiona przez Al Thaniego, członka katarskiej rodziny królewskiej. Typowy średniak miał z czasem stać się ważnym graczem w lidze. Sprowadzono kilku znanych piłkarzy,takich jak Ruud van Nisterlooy, Julio Baptista, Martin Demichelis czy Joaquin. Malaga zadebiutowała w Lidze Mistrzów, dochodzą do ćwierćfinału. Projekt jednak rozpadł się. Al Thani nie wypłacał piłkarzom pensji, z czasem suma doszła do 9 milionów euro. Podobnie z transferami - inne kluby nie otrzymywały pieniędzy i UEFA wprowadziła dla Malagi zakaz transferowy na sezon. 

Najbliższy okres dla Valencii CF to wróżenie z fusów. Nie wiadomo jak zachowa się nowy właściciel i czy będzie konsekwentny w swoich działaniach. Czy fani "Nietoperzów" doczekają się nowej Nou Mestalli? Valencia znów bijąca się o Puchar Europy? Teraz mogą to już nie być zajawki, tylko reale cele za kilka sezonów... Osobiście trzymam kciuki i mam nadzieję, że będziemy świadkami nowego, owocnego rozdziału w 95 - letniej historii tego zasłużonego klubu. 


Share:

La Decima!

Real Madryt po dwunastu latach powrócił na tron. Po raz dziesiąty wygrał Ligę Mistrzów/Puchar Europy, tym samy śrubując rekord i dystansując drugi, pod względem zdobytych trofeów - AC Milan, mający 7 zwycięstw. Nie to jednak jest ważne. 

Socios madryckiej drużyny marzyli o triumfie Królewskich od długiego czasu. Dwanaście lat w futbolu to wręcz epoka - piłka nożna ciągle się zmienia, tak samo jak drużyny. Z obecnego składu Realu tylko Casillas reprezentował w 2002 roku hiszpańską drużynę na Glasgow Park w starciu z Bayerem Leverkusen. Przychodziły kolejne gwiazdy, nie mniej znani trenerzy i zawsze kończyło się porażkami. Nawet wielki Mou nie sprostał temu wyzwaniu i odszedł w nie najlepszej atmosferze.

Obsesja zdobycia dziesiątego pucharu była nie pohamowana. Florentino Perez nie szczędził na gwiazdy, często płacąc wręcz absurdalne kwoty (vide Gareth Bale, jeden z architektów sukcesu Realu). Ostatnimi laty klub ze stolicy Hiszpanii dokonywał trafniejszych transferów, przez co złośliwcy przestali mówić że ktoś "zmarnował się w Realu". Stary Real, pozostawiający wiele do życzenia pod wieloma względami odszedł w niepamięć. Teraz nastała na dobre era Ronaldo, Bale'e czy Ramosa, którzy pod wodzą genialnego stratega - Carlo Ancelottiego, dają swoim kibicom powody do radości.

Real Madryt może na lata zostać hegemonem w Lidze Mistrzów. Choć jest nim w teorii cały czas, to dopiero teraz, po długiej przerwie, przypieczętował swoją dominację tytułem najlepszej drużyny na Starym Kontynencie. Zespoły tego pokroju powinny częściej zdobywać puchary w Europie, lecz nie zawsze tak jest. Nawet gdy masz najlepszego trenera i gwiazdy światowego futbolu, lecz nie ma dobrej atmosfery w klubie czy szatni, o sukces ciężko. Mourinho przekonał się o tym srodze. Jego poprzednicy również, gdy przyszło im pracować z rozkapryszonymi piłkarzami. Chyba mało kto stawiał, że Ancelottiem w końcu uda się spełnić marzenia kibiców Królewskich. Sobotni finał był magiczny. 

Gdy w 93 minucie Ramos pokonał Courtoisa, emocje sięgnęły zenitu. Dramaturgia, jakiej dawno nie było w finałach tych rozgrywek, jawiła się nam przed oczami. Dogrywka to koncertowa gra Realu, który niemiłosiernie wykorzystał zmęczenie i niepewności graczy Atletico. Królewscy zagrali podobnie jak z Bayernem i ta taktyka po raz kolejny opłaciła się. Mimo że wielu uważa wynik 4-1 za niesprawiedliwy, to trzeba zaznaczyć, że to Real w przekroju 120 minut miał więcej dogodnych sytuacji do strzelenia bramek. Gol dla Atletico nie padł by, gdyby Casillas nie popełnił tak rażącego błędu. 

Nie mam jednak zamiaru umniejszać tegorocznego dokonania Rojiblancos - przełamali duopol Barcy i Realu w lidze, a w Europie pokazali, że za nie tak wielkie pieniądze, można stworzyć zespół na finał Ligi Mistrzów. W zeszłym roku mieliśmy Borussię, zespół solidny, lecz półkę niżej niż Bayern, Chelsea czy Real. W tym roku zaskoczyło Atletico, pokonując (tak jak Borussia) wyżej notowanych rywali. Mam nadzieję, że za rok znów usłyszymy o "kopciuszku" który będzie chciał pokonać europejskiego giganta. Oby tylko znów nie było wewnątrz państwowego finału...
Share:

Jaka liga, taki mistrz

Dość odważnym stwierdzeniem wydaje się to, że mistrz danego kraju jest słaby, bo taka sama jest liga. Jednak od dawna widać, że ta zależność sprawdza się doskonale. 

Wystarczy spojrzeć na naszą rodzimą Ekstraklasę. Od 18 lat nasze eksportowe drużyny nie potrafią zakwalifikować się do piłkarskiej elity, czyli Ligi Mistrzów. Co roku sprawiamy sobie większy bądź mniejszy zawód. Raz z "ogórkami" z krajów piłkarskiego trzeciego świata, a raz z zespołami solidnymi, będącymi w zasięgu. Nie ma sensu rozpisywać się na tematy przygotowań, treningów itd. gdyż każdy kto choć trochę ogląda naszą piłkę kopaną, orientuje się w nadwiślańskich realiach. Fakt jest jednak taki, że ligę mamy przeciętną. Może za dużo wymagamy od takiej Legii czy Lecha, skoro co parę dni muszą rywalizować z drużynami pokroju Podbeskidzia czy Jagielonii. Później przychodzą mecze o awansy do dalszych rund i wychodzi najczęściej klapa, gdyż przeciwnik potrafi utrzymywać się przy piłce i grać po ziemi. A jak podaje "z pierwszej piłki" to już zaczyna się dramaturgia...

W Europie również można zauważyć tą zależność. Spójrzmy na włoską Serie A, która w latach 90' była najlepszą ligą świata. Na palcach jednej ręki można policzyć finały (czy to Pucharu Uefa czy Pucharu Europy/Ligi Mistrzów) w których nie było chociaż jednego włoskiego zespołu. To obrazuje nam siłę ówczesnej włoskiej ligi. Obecnie po dawnej potędze zostały wspomnienia i stare stadiony, które wymagają kapitalnych remontów. Najlepszy obecnie zespół z Półwyspu Apenińskiego - Juventus FC, po raz trzeci z rzędu zdobędzie Scudetto. Ma nowoczesny Juventus Stadium i drużynę, nie mającą praktycznie równego sobie w ligowych potyczkach. W Europie natomiast nie jest już tak różowo. Co prawda w zeszłym sezonie drużyna Starej Damy doszła do półfinału i odpadła z Bayernem FC, lecz w tym nie potrafiła wyjść z grupy. W Lidze Europejskiej Włosi doszli do półfinału, ulegając Benfice Lizbona 1:2. A jak inne drużyny? AC Milan jest cieniem Milanu sprzed kilku lat, Inter z nowym właścicielem jest w przebudowie, Roma i Napoli psują krew Juve w lidze, w pucharach ciągle czegoś brakuje.

Premier League, przez wielu znawców i sympatyków futbolu nazywana jest najlepszą ligą świata. Jest to prawdopodobnie racja, lecz jeśli spojrzymy na wyczyny angielskich drużyn w Lidze Mistrzów, ta opinia wyda się sprzeczna. W tym sezonie najdalej, rzutem na taśmę, doszła Chelsea FC, która uległa rewelacji rozgrywek - Atletico Madryt. Manchester City nie potrafił pokonać będącej w dołku FC Barcelony a Arsenal miał po raz kolejny pecha i odpadł z Bayernem Monachium. Z Mistrzem Niemiec odpadł również Manchester United, lecz zaprezentował się godnie i napsuł drużynie z Bundesligi sporo krwii. Angielskie drużyny już nie są rywalami, których powinny się bać zespoły z innych czołowych lig. Są pożądane, gdyż preferują futbol siłowy i grę na "aferę". Ten styl pasuje chociażby reprezentantom Primera Division - ligi, która przez lata była przeceniana przez Real i Barcelonę. 

W tym roku wyraźnie do głosu doszło Atletico Madryt, które ma realne szanse na zwycięstwo w La Liga i Lidze Mistrzów. Hiszpanie po raz kolejny pokazują reszcie Europy jak się gra w piłkę i nie zanosi się na ich zejście z piedestału. Zagrozić im mogą Niemcy, których Bundesliga pnie się w górę i małymi kroczkami dogania Premier League, pod względami marketingowymi, ale i też sportowymi. W tym sezonie jednak niemieckie drużyny sparzyły się w starciach z hiszpańskim Realem Madryt - odpowiednio Schalke, Borussia i Bayern, który został z hukiem pożegnał się z marzeniami o obronieniu Ligi Mistrzów.
Share:

Co z tą Barceloną?

Duma Katalonii w ostatnim czasie przechodzi prawdopodobnie najgorszy okres od paru sezonów. Najpierw po raz pierwszy od 7 lat odpadła w ćwierćfinale z Ligi Mistrzów, a ostatnio przegrała z Granadą 1:0. Słabszych meczów ligowych oczywiście było więcej, lecz tak naprawdę poważnym ostrzeżeniem że coś nie gra tak jak powinno, była deklasacja 0:7 w dwumeczu z Bayernem Monachium w zeszłym sezonie LM.

Wraz z odejściem Pep'a Guardioli, który stworzył prawdziwy dream-team w stolicy Katalonii, ulotnił się głód sukcesów wśród graczy Barcelony. Blaugrana, mimo że wciąż jest zespołem światowej klasy, nie prezentuje już tego poziomu, do którego kiedyś nas przyzwyczaiła. Bezsilność mistrza Hiszpanii dobitnie obnażyło Atletico Madryt, które zagrało świetne (pod względem taktycznym ale i nie tylko) i pokazało, że wcale nie trzeba wydawać fortuny na zawodników, aby odnosić sukcesy.

W Barcelonie trenerzy nie mają pełnej swobody w swojej pracy. W wybieraniu składu swój głos mają osoby z zarządu klubu, co nie do końca jest w porządku. Legendarny klub, od zewnątrz wygląda wspaniale, lecz od środka trawi go polityka. UEFA, po dokładnym wglądzie w sprawy transferowe FCB i wypatrzeniu błędów i nieścisłości w transferze Neymara, zabroniła hiszpańskiemu klubowi kupowania zawodników do stycznia 2015 roku. Przy obecnych problemach i coraz słabszej dyspozycji poszczególnych filarów zespołu, może to być bolesna kara. Czas pokaże, czy obecne kłopoty są chwilowe, czy potrwają dłuższy okres. Walka o mistrzostwo Hiszpanii cały czas trwa, zarówno obydwa zespoły z Madrytu jak i Duma Katalonii mają wciąż szansę na końcowy triumf. W przypadku przegrania walki o prym w Primera Division, w Barcelonie może dojść do kilku przewrotów. Być może tego właśnie będzie potrzebowała.
Share:

Piłkarskie hymny


Oficjalne hymny drużyn stały się nieodłącznym elementem piłkarskiego widowiska. Wypełniony stadion, gorąca atmosfera i muzyka, która zwieńcza całą przedmeczową otoczkę. Chyba każdy zespół piłkarski ma swój "przebój" śpiewany czasem przez setki a czasem przez tysiące osób. Jest w tym coś pięknego, jak kibice jednoczą się i wspólnie zaczynają wspierać swój zespół. Poniżej przedstawiam kilka mniej lub bardziej znanych hymnów. Zapraszam!

Każdy kto choć raz oglądał mecz Liverpoolu FC w telewizji, lub miał niebywałe szczęście podziwiania The Reds z trybun Anfield Road, powinien kojarzyć utwór "You'll Never Walk Alone". Jest on również grany przed meczami takich drużyn jak Celticu FC, St. Pauli czy Borussi Dortmund, jednak najbardziej kojarzony jest z drużyną z miasta Beatlesów.



W 1952 roku powstał utwór "Himno del Real Madrid" nad którym pieczę sprawował sam legendarny Santiago Bernabeu. Wykonany został przez Jose Aguilara i 32 muzyków, z który część należała do Orkiestry Narodowej. Był on oficjalnym hymnem aż do 2002 roku, w którym to zdecydowano się stworzyć nowy, dla uczczenia stulecia klubu. Jednak ten pierwszy, klasyczny jest bardziej melodyjny i dla wielu niezastąpiony.



Z okazji siedemdziesiątej piątej rocznicy założenia klubu, w 1974 powstał utwór pt."El Cant del Barca" który został oficjalnym hymnem FC Barcelony. Charakterystyczna piosenka z "klaskami" powinna być znana każdemu, kto choć raz oglądał mecz Blaugrany na Camp Nou.



Aktualny mistrz Włoch - Juventus FC również posiada swój oficjalny hymn, "Juve Storia Di Grande Amore" (Juve, historia wielkiej miłości) zawsze grany przed spotkaniami na Juventus Stadium. Powstał w 2005 roku.



Polskie drużyny również posiadają ciekawe hymny. Najbardziej znanym jest "Sen o Warszawie" Czesława Niemena, grany przed każdym meczem Legii na Łazienkowskiej nieprzerwanie od 2004 roku. Piosenka byłego wybitnego wokalisty pokrzepia nie gorzej niż "You'll Never Walk Alone". Zawsze gdy słucham i oglądam 30 tys. kibiców śpiewających ten utwór, dostaję gęsiej skórki. Chyba po części o to chodzi - dodania przez to motywacji i wiary we własne umiejętności, których piłkarze tak bardzo potrzebują. 



Domowe mecze Cracovii Kraków poprzedzane są "Hymnem Cracovii" autorstwa Macieja Maleńczuka - znanego gitarzysty i piosenkarza, a prywatnie - kibica "Pasów". Utwór utrzymany jest w doniosłym tonie.



W 1972 roku Andrzej Sobczak napisał utwór "W górę serca, niech zwycięża Lech!". Piosenka naturalnie grana jest przed lub w czasie wychodzenia piłkarzy na murawę Stadionu Miejskiego w Poznaniu.



Wybrałem tylko kilka, najbardziej wartych uwagi hymnów. Ciekawych tego typu utworów jest wiele, wiele więcej. Zarówno zagraniczne, jak i polskie piosenki dają radę i są wyjątkową formą wsparcia dla piłkarzy. Dzięki nim z reguły zwykły mecz może stać się czymś więcej, niż tylko sportową rywalizacją. Może stać się spektaklem, na który zawsze czekamy, zmierzając na stadion.

Share:

Hit czy kit?

Polskie "El Classico", czyli Legia Warszawa - Lech Poznań poziomem zbytnio nie wynurzało się ponad ligową szarzyznę. Szkoda. Powinniśmy jednak wymagać czegoś więcej po dwóch obecnie najlepszych zespołach z Ekstraklasy.

Starcie liderującej Legii z vice-liderem Lechem Poznań było bez wątpienia najciekawiej zapowiadającym się spotkaniem 28 kolejki T-Mobile Ekstraklasy. Mecz jednak trochę zawiódł. Niby obie ekipy przeprowadziły sporo ataków, to jednak strzelić udało się tylko Legii. Miroslav Radović, dość często krytykowany, jest jednak dla stołecznej drużyny bezcenny. W 37 minucie spotkania Jodłowiec prostopadle dośrodkował w pole karne, a Serb z 5 metrów pokonał Gostomskiego. Po spotkaniu wiele mówi się o tej akcji. Piłkarze Lecha mają pretensje do sędziego o to, że nie dopatrzył się faulu w polu karnym, po którym Radović zrobił sobie miejsce do strzału.

Niestety po raz kolejny, zamiast fascynować się meczem tej rangi, dyskutujemy o błędach sędziowskich...

Warszawska drużyna, mimo że wygrała 1:0, nie była lepszym zespołem. Lech po straconej bramce nie podłamał się, tylko atakował (21 strzałów na bramkę przy 6 Legii). Akcje ofensywne były jednak niechlujne i zabrakło skuteczności. Ten mecz pokazał, że naszym eksportowym drużynom jeszcze wiele brakuje do Europy. Mamy już wszystko - nowoczesne stadiony, wypełnione fanami poszczególnych drużyn i nawet technologię 4K, dzięki której możemy oglądać mecze z niespotykaną dotąd jakością. Pod względem poziomu sportowego wciąż tkwimy w maraźmie.
Share:

Łatwa przeprawa Bayernu?

Lider Bundesligi Bayern Monachium zmierzy się w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z aktualnym mistrzem Anglii - Manchesterem United. Jeszcze nie tak dawno Czerwone Diabły były zmorą niemal każdego europejskiego zespołu i nikt nie chciał na nich trafiać. Teraz wszystko obróciło się o '180 i nikt się już United nie boi.

Działacze z Bawarii ze spokojem przyjęli swojego kolejnego rywala. W sumie każde inne zachowanie było by wręcz niepokojące. Bayern w tym sezonie miażdży wszystkie drużyny, z którymi ma przyjemność grać. Tak, przyjemność bo styl niemieckiego giganta ociera się o perfekcję. Pep Guardiola kontynuuje dzieło stworzone przez Juppa Heynckesa, oczywiście wprowadzając pewne zmiany. Bayern prowadzony przez Niemca w mojej opinii był bardziej przekonywujący i choć drużyna Guardioli jest równie skuteczna, to wydaje się optycznie słabsza. W walce o ćwierćfinał mistrz Niemiec pokonał w dwumeczu Arsenal FC 3:1.

Manchester United w tym sezonie jest cieniem samego siebie. Po 27 latach Sir Alex Ferguson opuścił stanowisko menagera Czerwonych Diabłów a jego miejsce zajął David Moyes (1 lipca 2013 roku). Największy angielski klub pod wodzą nowego trenera zawodzi i to bardzo. W Premier League zajmuje dopiero 7 miejsce i do końca sezonu będzie walczył o miejsca premiowane grą w pucharach. Może tak się zdarzyć, że po 18 latach ciągłej gry w Lidze Mistrzów United nagle nie zakwalifikuje się i zostanie walka na krajowym podwórku. Dla takiej marki to hańba. Tak na marginesie, podobny los może spotkać AC Milan, który również zawodzi na całej linii i może nie zagrać w pucharach.

United w fazie pucharowej trafili na grecki Olympiakos i po pierwszy meczu była niespodzianka. Podopieczni Michela wygrali w Pireusie 2:0 i wydawało się, że zrobili krok ku wyeliminowaniu Manchesteru. Rewanż na Old Trafford był jednak magiczny a bohaterem spotkania został Robin van Persi, strzelec hat-tricka. Dzięki Holendrowi Czerwone Diabły są jeszcze w grze, ale kolejna przeszkoda wydaje się nie do przejścia. Jeszcze wyżej wspomniany Holender jest kontuzjowany i będzie pauzował około 6 tygodni.

Oba zespoły spotykały się już w fazach pucharowych i lepiej z nich wychodził Bayern Monachium. W sezonie 2000/01 w ćwierćfinale wygrał 1:3 a później w finale rozprawił się z Valencią CF w serii rzutów karnych. Kolejny raz los skonfrontował obie drużyny w sezonie 2009/10. Półfinałowy dwumecz zakończył się remisem 4:4 który premiował Bawarczyków ze względu na większą ilość strzelonych bramek na wyjeździe (2:1 w Monachium, 2:3 w Manchesterze)



Niebawem czekają nas emocje na najwyższym poziomie, z udziałem dwóch wielkich europejskich firm. Szkoda, że są tak wyraźne różnice w jakości obu drużyn. Możemy tylko liczyć na to, że Czerwone Diabły dadzą z siebie 200% mocy i postawią się głównemu faworytowi w walce o Puchar Europy. Po cichu liczę na niespodziankę, ale to chyba nierealne. Ten sezon dla Manchesteru dobrze mógłby się już skończyć, Bayern za to chyba ciągle jest nienasycony sukcesów. Prawdopodobnie będziemy świadkami dominacji niemieckiej drużyny (mistrz Anglii zamknięty na własnej połowie?!), do czego z resztą nas przyzwyczaiła. Wynik jednak jest sprawą otwartą i liczę na świetne widowisko.


Share:

Hiszpania nam nie leży

Hiszpańska Primera Division jest specyficzną ligą w której, oprócz doskonałej kondycji i rozeznania na boisku, liczy się wyszkolenie techniczne. Truizm z mojej strony, ale faktem jest, że na Półwyspie Iberyjskim jak mało gdzie, gra się niezwykle widowiskowo. Niemalże co kolejkę jesteśmy świadkami gradobić, kończących się wynikami 4-5:0. Dla kibica świetna sprawa.

La Liga od wielu lat jest uznawana za jedną z najlepszych lig na świecie. Elektryzujące pojedynki między gigantami w postaciach Realu i Barcelony należą do hiszpańskich, ale i europejskich klasyków. Atrakcyjność tych rozgrywek, dla przeciętnego kibica jak i piłkarza, jest niezaprzeczalna. Jak jednak w tym środowisku odnajdują się polscy zawodnicy?

Uwzględniając wyczyny polskich graczy w XXI wieku, można wysunąć jedną podstawową tezę - Polakom ten piłkarski klimat nie leży. Nie chodzi tu tyle o warunki atmosferyczne, bo te są doskonałe. Bardziej skłaniałby się do tego stwierdzenia, że filozofia i kultura gry są na tyle specyficzne, że polskiego piłkarza przerastają. Jak powszechnie wiadomo, w Hiszpanii gra się szybką, kombinacyjną piłkę, czasem na jeden kontakt. Nasi zawodnicy chyba do końca nie są przyzwyczajeni do takiego futbolu, co wiąże się z tym, że pochodzą z innego piłkarskiego świata. Nie mam zamiaru usprawiedliwiać naszych piłkarzy, ale chyba to prawda. Bliżej nam do Bundesligi niż do Primera Division.

Pierwszym Polakiem grającym w Hiszpanii w XXI wieku był Mirosław Trzeciak. Jako piłkarz znany z sukcesów z Lechem Poznań czy ŁKSem Łódź, w latach 2007-2010 był wiceprezesem zarządu Legii Warszawa. W Hiszpanii występował w barwach Osasuny Pampeluna (sezon 2000/01 -10 meczów/0 goli) oraz w drugoligowym Polideportivo Ejido (sezon 2001/02, 2002/03 - ogólnie 25 meczów/3 gole).

O wiele lepszymi statystykami, choć z drugoligowych boisk, może pochwalić się Tomasz Frankowski. Jeden z najlepszych zawodników w kadrze z ostatniego dziesięciolecia po odejściu z Wisły Kraków, zdecydował się na Elche CF, występujące wtedy w Segunda Division. W tym klubie wystąpił w 14 meczach, zdobywając 8 goli (sezon 2005/06). W 2006 roku Frankowski, będący już piłkarzem Wolverhampton, został wypożyczony do Teneryfy, również występującej w drugiej lidze hiszpańskiej. Rozegrał tam 19 meczów, strzelając 3 gole. Popularny "Franek, łowca bramek" był piłkarzem świetnie wyszkolonym technicznie i miał instynkt strzelecki. Wyjazd za granicę nie wyszedł mu na dobre, gdyż w poszczególnych klubach był tak naprawdę cieniem samego siebie.

Hiszpański epizod w swojej karierze zaliczył również Kamil Kosowski. 52 - krotny reprezentant kraju w sezonie 2007/08 bronił barw Cadizu CF (17 meczów/0 goli). Klub ten był jednak tylko kolejnym, nieudanym przystankiem w karierze Kosowskiego.

Euzebiusz Smolarek w Borussi Dortmund rozegrał najlepsze sezony w swojej klubowej karierze. W sezonie 2007/08 został jednak pomijany w wyjściowych "11" i przeniósł się do Racingu Santander za ok. 4,8 mln. euro. Miał być ważnym ogniwem klubu znad Zatoki Biskajskiej, ale ostatecznie nie przekonał włodarzy Racingu do siebie. No i pierwszy mecz-debiut na boiskach hiszpańskich, o którym warto jak najszybciej zapomnieć. 26 sierpnia w bezbramkowym meczu z FC Barceloną w 67 min. dostał czerwoną kartkę. Pierwsze trafienie zanotował w spotkaniu z Realem Valladolid 7 października 2007 roku. Warto odnotować, że było to pierwszy gol Polaka w tych rozgrywkach od 10 lat! Ebi wystąpił ogólnie w 38 meczach, zaliczając 6 trafień.

Polak w Realu Madryt? Jeszcze kilka ładnych lat temu były to mrzonki. Jerzy Dudek zdecydował się zmienić deszczowy Liverpool na słoneczny Madryt, gdyż ówczesny menager The Reds Rafael Benitez wolał stawiać na swojego rodaka - Pepe Reinę. Jeden z naszych najlepszych bramkarzy w historii wybierając Real Madryt był świadomy tego, że jedzie tam jako zmiennik Ikera Casillasa. Podczas czterech sezonów w barwach Królewskich, Dudek wystąpił raptem w 12 meczach, głównie w Pucharze Hiszpanii. Z Los Blancos "zdobył" Mistrzostwo oraz Superpuchar Hiszpanii w 2008 roku, oraz Puchar Króla w 2011 roku. Ostatni mecz rozegrał 21 maja 2011 roku przeciwko UD Almerii, w czasie którego został pożegnany gromkimi brawami a koledzy z drużyny zrobili mu szpaler. Pożegnanie godne mistrza. Chociaż Jerzy Dudek nie miał dużego wpływu na wyniki drużyny Realu, to był swego rodzaju dobrym duchem zespołu, tworzącym znakomitą atmosferę.

W sezonie 2012/13 swoich sił w Hiszpanii spróbował Paweł Brożek. Po kiepskim pobycie w Turcji zdecydował się na Recreativo Huelva, grające w Segunda Division. Jednak gra za granicą Brożkowi nie służy. Na drugoligowych boiskach wystąpił w 19 meczach, strzelając 2 gole. A w Wiśle Kraków gra jak na zawołanie...

W tym samym sezonie do Levante dołączył Dariusz Dudka, ale zagrał tylko w pięciu meczach. Szkoda. Od sezonu 2012/13 w Betisie Sewilla występuje Damien Perquis, lecz częściej leczy kontuzje niż gra. Cały czas krytykować nie będę, więc dla równowagi warto powiedzieć o Cezarym Wilku, który jako jeden z niewielu Polaków radzi sobie na hiszpańskich boiskach. W Deportivo La Coruna - liderze drugiej ligi, gra pierwsze skrzypce. Dotychczas zagrał w 16 meczach, zaliczając jedną asystę. Trzymajmy gorąco kciuki za naszego rodaka, aby wywalczył awans do Primera Division!

Piłkarzem, który ma największe szanse na zrobienie kariery na Półwyspie Iberyjskim, jest Bartłomiej Pawłowski. Kupiony przez Malagę CF za 700 tysięcy euro z Widzewa napastnik, jest jednym z najważniejszych ogniw drużyny U-21. W Maladze ma póki co pod górkę, gdyż trener Bernd Schuster niechętnie na niego stawia. Jego debiut w meczu przeciwko FC Barcelonie wypadł dość średnio, z resztą jak cały zespół. Dotychczas zagrał w 6 meczach, strzelając jedną bramkę.

Oby w najbliższych latach do Primera Division trafiało jak najwięcej polskich zawodników. Jest to piłkarski świat, który "produkuje" graczy na tyle wszechstronnych, że dają oni sobie radę dosłownie wszędzie. Solidni gracze z Hiszpanii na pewno urozmaicili by grę naszej Kadry Narodowej, która mówiąc krótko, jest skazana na stagnację. Takie czasy...

Share:

W kadrze bez zmian

Reprezentacja Polski przegrała wczoraj na Stadionie Narodowym ze Szkocją 0:1. Wynik jest tak naprawdę lepszy niż gra biało-czerwonych. Nasza drużyna grała bez polotu i jakiegoś konkretnego pomysłu, jak "ugryźć" Szkotów. Schematy, na których bazowała gra podopiecznych Adama Nawałki okazały się nieskuteczne. Ciągła gra górą i mizerna wymienność pozycji okazały się kluczowe dla losów tego meczu. Długie piłki na Peszkę czy Sobotę były wręcz głupotą w kontekście gry z Wyspiarzami. Zamiast budować akcję po ziemi, nasi kopali ciągle do góry. Częściowo przez nałożone wytyczne selekcjonera a częściowo z wymuszenia.

Podczas oglądania meczu można było zauważyć formacje Szkocji równo trzymające się siebie. Nasza kadra natomiast stwarzała luki w środku boiska, gdzie często było to wykorzystywane przez naszych rywali.

Można powiedzieć że słaby wynik był przyczyną kontuzji naszych kluczowych graczy - Roberta Lewandowskiego i Jakuba Błaszczykowskiego. Jest w tym sporo racji, ale nie możemy być zależni od jednego bądź dwóch zawodników. Jeśli zabraknie ich na eliminacje EURO 2016 to będzie źle. Nasza drużyna jest specyficzna i do tego trzeba się przyzwyczaić. Mamy 4-5 zawodników wyróżniających się w swoich klubach, reszta natomiast to typowi rzemieślnicy - wykonują to co mają wykonać, ale nic poza tym. Taki Glik - w Torino jest kapitanem i tu trzeba mu pogratulować. Ale jeśli ktoś śledzi tą ligę i ogląda mecze turyńczyków, ten wie, że Kamil działa głównie w destrukcji. Nowoczesny obrońca oprócz przeszkadzania napastnikom przeciwników, musi jeszcze pomagać w kreowaniu akcji ofensywnych. Tego w kadrze póki co nie widziałem, ale liczę że nasz obrońca będzie grał śmielej na swojej pozycji.

Obrona to nasza bolączka od wielu, wielu lat. Selekcjoner w moim odczuciu powinien postawić na najlepszą jedenastkę i grać nią w sparingach. Ciągle testujemy inne warianty, a co za tym idzie - nowych zawodników. Do kadry wrócili też starzy banici - Ludo Obraniak i wspomniany wcześniej Peszko. Pierwszy popisał się ciekawym uderzeniem - lobem, drugi dużo biegał. Jak zawsze. Mimo wszystko działali na boisku jak mogli i według mnie należy im się kolejna szansa. Obraniak ma świetnie ułożoną nogę a szybkość Sławka Peszki może czasem być bezcenna.

Mógłbym dalej "hejtować" naszą drużynę narodową, ale po co? Mamy takie a nie inne możliwości i trzeba się z tym pogodzić. Zbliżające się eliminacje do francuskiego EURO mogą okazać się kolejnym niewypałem i znów będzie ogólnonarodowa dyskusja odnośnie tego, co zrobić, aby było lepiej z naszą "kopaną"... Światełko nadziej tli się w młodych zawodnikach z kadry U-21, którzy idą jak burza w eliminacjach do EURO, wyprzedzając 5 punktami drugą w tabeli Turcję. We wczorajszym mecz towarzyskim podopieczni Marcina Dorny pokonali w Białymstoku Litwę 5:0. Powtórzyć taki wynik w "dorosłej" reprezentacji było by ciężko. Smutne to, ale prawdziwe. Oby ta młodzież za kilka lat decydowała o sile naszej Kadry Narodowej i dawała nam powody do radości. Tym razem w seniorskim futbolu.
Share:

Arsenal, czyli gigant bez sukcesów

Angielska Premier League uważana jest, zarówno przez kibiców jak i ekspertów piłkarskich, za najlepszą ligę świata. Dwadzieścia mocnych zespołów co kolejkę walczy zarówno o przetrwanie w tym futbolowym eldorado, jak i o czempionat. Ścisk w górze tabeli elektryzuje fanów poszczególnych drużyn. Arsenal po fenomenalnym starcie, mówiąc kolokwialnie - spuchł, oddając fotel lidera innej londyńskiej drużynie - Chelsea. A między nimi City i Liverpool, chcące zdobyć jak największy kawałek tortu...

The Gunners mimo dość biernej polityki transferowej w poprzednich latach, we wrześniu sprowadzili za niebotyczne 50 milionów euro Mesuta Ozila z Realu Madryt. Arsene Wenger w końcu zdecydował się na wydanie gotówki, co zaprocentowało dobrą grą Kanonierów w tym sezonie. Fakt jest jednak taki, że Arsenal w porównaniu chociażby do Chelsea czy Manchesteru City, nie może szastać pieniędzmi na lewo i prawo. Jest to przykład nowoczesnego klubu piłkarskiego, który zarabia sam na siebie. Do 2015 roku zostaną uregulowane długi, spowodowane budową nowego obiektu - The Emirates Stadium. Arsenal pod względem płynności finansowej jest wzorcem dla reszty gigantów.

Również ze względu na filozofię budowania drużyny. Menager Kanonierów znany jest z tego, że chętnie stawia na młodzież, co w gruncie rzeczy jest opłacalne. Nie wydając wielkich pieniędzy, ekipa z Północnego Londynu co roku utrzymuje się w czołówce Premier League! Mimo to, często zdolni piłkarze, nie mając wielkiego ogrania, zawodzą. Kibice są głodni sukcesów, a tych od 2005 roku brak. Arsenal co prawda doszedł do finału Ligi Mistrzów w 2006 roku, co jest dużym osiągnięciem, lecz w tym najważniejszym meczu nie sprostał FC Barcelonie, przegrywając 1:2. Był to tym samym koniec pewnej epoki. Epoki wielkiego Arsenalu, który toczył zacięte boje z Manchesterem United.

W zeszłym sezonie Ligi Mistrzów Bayern Okrutnie obnażył braki podopiecznych Wengera (3:1), choć w Monachium przegrał 0:2. Los był nieubłagany i w tym roku znów mamy możliwość oglądania rywalizacji tych dwóch drużyn. Szkoda tylko, że Bawarczycy najprawdopodobniej powtórzą wyczyn z zeszłego sezonu a kibicom Arsenalu zostanie liga angielska, w której ich drużyna ma co raz bardziej pod górkę.

Wydaje się, że ekipa Kanonierów jest w stanie wygrać ligę krajową, ale personalnie nie posiada takich gwiazd jak rywale. Piłka jest nieprzewidywalna, lecz trudno odnieść sukces nie wygrywając z tymi najlepszymi. W starciach z Liverpoolem czy City, Arsenal nie istniał. The Reds wygrali 5-1 a Manchester 6-3... (rezultaty z tego sezonu; grudzień - styczeń)Wyniki o tyleż brutalne co sprawiedliwe. Fani Kanonierów będą musieli chyba jeszcze wyraziściej domagać się wielkich nazwisk na The Emirates. Wychowankowie i młodzi, perspektywiczni gracze swoją drogą, lecz potrzeba Arsenalowi ludzi z doświadczeniem, zaciętościom i


cechą dążenia do wybranego celu (czytaj - nawiązanie do sezonu 2004/05 i zdobycia ostatniego mistrzostwa Anglii). Oglądając niektóre mecze w wykonaniu podopiecznych Wengera, widziałem ich bezsilność w walce. Kiedyś na murawie rządził i dzielił Patrice Vieira, obrońców przeciwnika co chwilę nękał Thierry Henry a Jeans Lehman był zmorą napastników. I choć Wojciech Szczęsny jest świetnym zawodnikiem, to w moim odczuciu nie wprowadził takiej dyscypliny wśród swoich obrońców co wyżej wymieniony Niemiec.

Arsenal FC jest bez wątpienia jednym z najlepszych klubów w Europie. Trzynastokrotni mistrzowie Anglii jednak od 9 lat nie wygrali nic. I wiele znaków na ziemi i niebie wskazuje, że i w tym roku nic nie osiągną. Życzę tej drużynie jak najlepiej i mam nadzieję, że moje prognozowanie będzie mylne.
Share:

Piłka nożna w popkulturze - filmy

Futbol (ewentualnie soccer w USA) jest najpopularniejszym sportem na Ziemi. Naturalną koleją rzeczy jest chęć zarobienia na nim pieniędzy, niekoniecznie przez sportowe widowiska. Filmowcy już od wielu dziesięcioleci tworzą obrazy, bazujące na piłce nożnej. Poniżej przedstawiam zestaw najciekawszych, według mnie, filmów o tej tematyce. Mimo pozorów, dzieł tego typu powstało całkiem sporo, więc wybór tych najlepszych będzie dość trudny. Zapraszam!


Jednym z najlepiej wykonanych filmów (oczywiście według mojej subiektywnej opinii) jest "Ucieczka do zwycięstwa"(oryginalny tytuł - "Victory") w reżyserii Johna Hustona. II wojna światowa, obóz jeniecki i grupa więźniów, która podjęła wyzwanie niemieckiej drużyny i zagrała z nią mecz. Świetna obsada, na czele z Sylvesterem Stallonem i Michaelem Cainem oraz gwiazdami futbolu - Pele, Bobby Moorem czy Kazimierzem Deyną! Produkcję tą można obejrzeć chociażby dla wspomnianych piłkarzy, którzy na stałe wpisali się w panteon największych gwiazd piłki nożnej.

Czy w dziesięć dni da się zbudować ekipę zdolną do odnoszenia sukcesów na dużej imprezie sportowej? Da! W filmie "Gra ich życia" w reżyserii Davida Anspaugha, przedstawioną mamy amatorską drużynę Amerykanów, która wyrusza na mundial rozgrywany w 1950 roku w Brazylii, gdzie pokonuje faworyzowanych Anglików! Produkcja ta jednak nie jest reżyserskim wymysłem, mającym na celu podbudowanie narodowej dumy. Opiera się na autentycznym wydarzeniu, w którym Stany Zjednoczone w fazie grupowej wygrały 1:0 z reprezentacją Anglii, będącą wtedy na światowym topie.

Klasyczną historię "od zera do bohatera" zaserwował nam Dany Cannon w filmie pt. "Gol!". Santiago Muniez, młody latynos mieszkający z rodziną na obrzeżach Los Angeles ma marzenie. Chce grać w piłkę nożną, gdyż czuje, że to jego powołanie. Mimo przeciwności losu z czasem trafia do profesjonalnego futbolu i to nie byle gdzie! W angielskim Newcastle United zderza się z wielką piłką i musi podołać wielkiemu zadaniu. Obraz ten mimo dość banalnej fabuły jest miły dla oka. Oprócz spraw czysto sportowych poruszane są też te związane z życiem osobistym Santiego. Jeśli ktoś jakimś cudem przeoczył "Gola", niech nadrabia! Warto też przypomnieć o klimatycznym kawałku zespołu Kasabian - Club Foot, z którego znany jest ten film.

                                       
W 2007 roku nagrano sequel pt. "Gol II: Żyjąc marzeniem" w którym tytułowy bohater trafia do jednego z najlepszych klubów świata - Realu Madryt. Nowe otoczenie, znajomości (w filmie zobaczymy takie tuzy futbolu jak Ronaldo, Raul, Beckham, Zidane i wielu innych) oraz problemy. Dla fanów Realu pozycja obowiązkowa. Osobiście w ogólnym rozrachunku punkt niżej od pierwszej części za finał Ligi Mistrzów, który pokazali nam twórcy. Real, w którym występował Muniez, doszedł do meczu o Puchar Europy, gdzie zmierzył się z Arsenalem. W 2006 roku jak wiadomo, na Stade de France obok Anglików wystąpiła hiszpańska drużyna, ale była nią FC Barcelona! Mimo że fabuła była luźna i nie odnosiła się do rzeczywistych wydarzeń z sezonu, to analogia w postaci Kanonierów w finale tych rozgrywek kłuje w oczy i pozostawia pewien niesmak, mimo całkiem znośnej reszty.

Z polskiej kinematografii najsłynniejszym filmem poruszającym tematykę futbolu jest Piłkarski Poker w reżyserii Janusza Zaorskiego. Odwzorowane zostały w nim realia w polskiej piłce, w tym powszechne  sprzedawanie meczów. Do niedawna obraz ten był bardzo aktualny, lecz na szczęście choroba korupcyjna, trawiąca naszą rodzimą piłkę kopaną zdecydowanie ustąpiła. Dobry (tylko dobry...) polski film z końca lat 80 XX wieku, w mocnej obsadzie wybitny aktorów, m.in Jan Englert, Marian Opania, Janusz Gajos czy panowie Lubaszenko - Edward i Olaf.

Na koniec zostawiłem chyba najciekawszą pozycję - Hooligans (reż. Lexi Alexander). Film ten dobitnie obrazuje piłkarskie środowisko w Anglii, lecz od tej ciemniejszej strony. Matt Buckner, który podkłada się pod kolegę i go kryje, zostaje w efekcie wyrzucony ze studiów. Chcąc odejść od tej sprawy, udaje się do Londynu, gdzie odwiedza swoją siostrę. W stolicy Anglii poznaje środowisko ekscentrycznych kibiców jednego z tamtejszych klubów - Westhamu United. Brutalność starć z kibolami innych drużyn z początku wydaje mu się czymś okropnym, lecz z czasem wkręca się i zostaje częścią bojówki popularnych "Młotów". Po obejrzeniu tego filmu warto zadać sobie pytanie - jak silna potrafi być miłość i przywiązanie do swoich barw klubowych...?


Share:

Historyczne finały: Valencia CF - Real Madryt CF z 2000 roku

Sezon 1999/2000 w piłkarskiej Lidze Mistrzów był pod pewnym względem wyjątkowy. Otóż po raz pierwszy w tych rozgrywkach w finale spotkały się drużyny z tego samego kraju. Hiszpania przetarła szlak dla przyszłych wewnątrz państwowych finałów.

Do paryskiego finału awansowała Valencia oraz Real, który tamtego wieczoru pod pewnym względem przypieczętował tytuł najlepszej drużyny XX wieku (nadany w 2006 roku). Obie ekipy posiadały plejady gwiazd, z których warto wymienić chociażby Casillasa, R. Carlosa, Karankę czy Anelkę - Real, Canizares, Mendieta czy C. Lopez - Valencia.

Hiszpańskie zespoły miały niełatwą drogę na Stade de France. Valencia w 1/4 finału dość pewnie pokonała w dwumeczu Lazio Rzym 5:3, następnie w 1/2 finału, po równie kapitalnej grze, wyeliminowała F.C Barcelonę, również 5:3. Real natomiast dość szczęśliwie pokonał na wyjeździe Manchester United 3:2 (0:0 na Bernabeu) a następnie wyeliminował chyba najniewygodniejszego dla siebie przeciwnika - Bayern Monachium 3:2.

W finałowym meczu Real Madryt zdominował Valencię i konsekwentnie wykorzystywał nadarzające się okazję. W 38 minucie do rzutu wolnego zebrał się Roberto Carlos, którego strzał trafił w jednego z zawodników drużyny przeciwnej.  Piłka po małym zamieszaniu trafiła do Michela Salgado, który precyzyjnie dośrodkował do Fernando Morientesa i Hiszpan dał Królewskim prowadzenie. W 66 minucie po dośrodkowaniu w pole karne Valencii, futbolówka odbiła się w stronę Steve'a McManaman'a, który nie zastanawiając się, oddał piękny strzał, nie dając Santiago Canizaresowi żadnych szans. Przy stanie 2:0 Valencia postawiła wszystko na jedną kartę i atakowała niemalże całym zespołem. W 74 minucie po nieudanym dośrodkowaniu z rzutu rożnego, Savio wybił piłkę z pola karnego Realu do Raula, który przebiegając 3/4 boiska, pokonał bramkarza Nietoperzów, tym samym pieczętując triumf Królewskich. 

Real Madryt tamtego wieczoru powiększył swój dorobek Pucharów Europy, zdobywając ósmy tytuł najlepszej klubowej drużyny na Starym Kontynencie. 16 lipca 2000 roku klub z Madrytu objął Florentino Perez, który obiecał zbudować drużynę gwiazd, mającą co roku walczyć o prym w Europie...

Real Madryt CF (trener Vincente del Bosque) - Casillas, Salgado (Hierro), Campo, Helguera, Karanka, Carlos, McManaman, Redondo, Raul, Morientes (Savio), Anelka (Sanchis)

Valencia CF (trener Hector Cuper) - Canizares, Angloma, Djukic, Pellegrino, Gerardo (Ilie), Mendieta, Farinos, Gerard, Gonzales, Lopez, Angulo

Share:

Piłkarski czyściec

Piłka nożna często określana jest mianem niesprawiedliwej - z punktu widzenia sportowego, lecz nie tylko. Wiele mniej lub bardziej utytułowanych klubów często boryka się z problemami finansowymi, czego efektem są degradacje. Inna sprawa to polityka, która i w sporcie potrafi zostawić po sobie spustoszenie...

1. Zawirowania wokół Groclinu i Polonii Warszawa

Chyba każdy pamięta Groclin Grodzisk Wielkopolski, klub, zbudowany za pieniądze Zbigniewa Drzymały. Biznesemen z czasem przekalkulował sobie pewne sprawy i stwierdził, że ładowanie tysięcy złoty na klub z niewielkiego Grodziska nie jest opłacalny. Zaczęły się perypetie ze sprzedażą licencji, która wędrowała od Szczecina, przez Wrocław, aż w końcu trafiła do stolicy. Polonia Warszawa, której właścicielem był Józef Wojciechowski, wróciła tym samym na należne jej miejsce - do Ekstraklasy. Kolejne lata klubu z Konwiktorskiej były równią pochyłą. Prezes wycofał się z piłki nożnej a Polonia ostatecznie trafiła do IV ligi.

2.Glasgow Rangers

Najbardziej utytułowany klub świata? Chyba każdy z nas z miejsca wymieni Real Madryt, F.C Barcelonę, Bayern Monachium czy A.C Milan. Marki te naturalnie należą do tej kategorii, lecz jeśli weźmiemy pod uwagę europejskie puchary. Natomiast jeśli sumując wszystkie oficjalne puchary/tytuły krajowe itd. liderem w tym rankingu jest szkockie Glasgow Rangers.

Klub ten niestety nie może grać w najwyższej lidze w Szkocji i przysparzać radości swoim kibicom w derbach z Celtikiem. Rangersi w sezonie 2011/12 ogłosili upadłość, gdyż długi klubu sięgały podobno aż 130 milionów funtów. Ta astronomiczna kwota przesądziła o tej decyzji. Słynny klub zaczął od Scottish League Two i bez problemów awansował do wyższej ligi. Obecnie jest liderem Scottish League One i za jakiś czas powinien wrócić do szkockiej ekstraklasy.

3. Nottingham Forest F.C

Ktoś kojarzy sezony 1979/80 i 1980/81? Miały one zaskakujące rozstrzygnięcia w Pucharze Europy. Angielskie Nottingham Forest, nie chcąc być gorszym klubem od Liverpoolu, sięgnęło po najcenniejsze europejskie trofeum. Dwa razy!

Lata 1977 - 83 zostały zdominowane przez kluby z wysp. Najpierw The Reds dwa razy wygrali europejskie rozgrywki, następnie (nikt chyba się tego nie spodziewał..) klub z miasta Robin Hooda. W sezonie 1979/80 w finale Nottingham okazało się lepsze od Malmo FF (swoją drogą taki finał to abstrakcja w dzisiejszych czasach) wygrywając 1:0, a rok później takim samym rezultatem nie dało szans Hamburgerowi SV.
Kiedyś pieniądze nie miały aż takiego wpływu na wyniki sportowe i często kluby mniejsze, o słabszym zapleczu finansowym, mogły osiągać sukcesy. Dzisiejsze Nottingham wtopiło się w szarość Championship, będą typowym średniakiem ligi. W 2005 roku wspomniany klub spadł z zaplecza Premier League, co było historycznym wydarzeniem, bowiem żaden zwycięzca Pucharu Europy nie grał wcześniej w trzeciej lidze.

4. Leeds United

Zasłużony angielski klub, który w latach 60' i 70' odnosił największe sukcesy w swojej historii (m.in finał Pucharu Zdobywców Pucharów 1973 czy finał Pucharu Europy w 1975), w wieku XXI musiał przełknąć gorzką pigułkę. Zespół z hrabstwa Yorkshire początkowo spełniał oczekiwania kibiców, siejąc postrach czy to w Pucharze UEFA ( porażka w półfinale z Galatasaray w 2000 roku) czy rok później w Lidze Mistrzów (znów półfinał - porażka z Valencią). Włodarze klubu musieli wpompowywać miliony funtów, aby zespół nawiązywał do czołówki Premier League. Liczyli że drużyna osiągnie premiowane miejsce, dające grę w europejskiej elicie a potem spłacą pożyczki m.in dzięki wpływom z praw transmisyjnych. Ostatecznie Leeds nie udało się kolejny raz zakwalifikować do Ligi Mistrzów. Długi nasilały się i w sezonie 2004/05 wynosiły ok. 127,5 miliona euro. Klub zajął ostatnie miejsce w lidze i spadł do Championship. W sezonie 2006/07 Leeds nadal borykało się z finansami, czego efektem było odjęcie 10 punktów przez władze ligi. Po zajęciu ostatniej lokaty, Leeds United po raz pierwszy w historii spadło do trzeciej ligi. Obecnie zespół z Yorkshire występuje w Championship.

5. River Plate

W 2011 roku, jeden z najbardziej utytułowanych klubów w Argentynie spadł z Primera Division. Było to wydarzenie, które wstrząsnęło środowiskiem piłkarskim. W meczu barażowym River Plate uległo w Belgrano (1:2) a kibice rozpoczęli regularną wojnę, która ze stadionu przeniosła się na ulicę. Rezultat - zamieszki i wielu rannych.

Jak w ogóle było to możliwe, że zespół, który w XXI wieku zarobił ze sprzedaży swoich zawodników ok. 250 milionów dolarów, nie był w stanie utrzymać się w lidze? Jak w większości takich przypadków zadecydowały długi, interesy robione nie zawsze w legalny sposób i kibice, którzy nie raz dali się we znaki prawu. Klub z Buenos Aires w 2012 roku powrócił do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Share:

Druga strona derbów

Futbol to sport, w którym ważnym czynnikiem jest rywalizacja. Często konkurencje czysto boiskowe schodzą na dalszy plan a w kręgu zainteresowań stoją kibice przeciwnej drużyny, oczywiście w negatywnym świetle. Ludzie, którzy w mniejszym lub większym stopniu pałają miłością do piłki nożnej, dzielą się na dwie zasadnicze grupy - na tych, których interesuje wynik na boisku i na tych, którzy wolą udowadniać swoje rzekome przywiązanie do barw klubowych poprzez wymierzanie "sprawiedliwości" kibicom (kibolom) drużyny przeciwnej. Każdy, kto śledzi doniesienia chociażby z polskich boisk, słyszał o wybrykach stadionowych chuliganów i wie, że to patologia w której mecze są tylko przystawką do dania głównego - ustawki.

Poniżej przedstawiam kilka wybranych przez siebie przykładów niesnasek pomiędzy kibicami danych drużyn. Jedne zestawienia będą stricte o "kibolach" inne zaś, o powszechnym braku sympatii pomiędzy fanami, jak i piłkarzami danych drużyn. Zapraszam!

1) Westham United - Millwall
Potyczki pomiędzy tymi dwoma londyńskimi klubami określa się mianem "Dockers derby". Spotkania te są znane w kręgach piłkarskich jako mecze podwyższonego ryzyka. Kibice obu drużyn nienawidzą się do tego stopnia, że często zakłócają mecze swoimi wybrykami. Przed lub pomeczowe bijatyki to stały element tych derbów. To coś większego niż czysty fanatyzm, to chęć złojenia czterech liter kibicom przeciwnej drużyny. Zespoły te na szczęście rzadko grają w jednej lidze, gdyż Westham jest zespołem aspirującym do występów rok w rok w Premier League, Millwal zaś jest skromniejszym klubem, których w Londynie jest na pęczki. Warto podkreślić, że w 2005 roku miał premierę film "Hooligans", który dogłębnie zobrazował otoczkę tych spotkań i środowisko kibicowskie.

2) Manchester United - Liverpool F.C
Derby pomiędzy tymi drużynami to spotkania, na które czekają kibice nie tylko w Anglii, ale i na świecie. Dwie najbardziej utytułowane angielskie firmy od lat rywalizują ze sobą, dostarczając kibicom emocji na najwyższym poziomie. W latach 70 i 80 ubiegłego wieku zdarzały się chuligańskie incydenty, które z resztą trapiły cały angielski futbol. Po reformach i zaostrzeniu przepisów nastąpił spadek przemocy i obecne spotkania pomiędzy tymi drużynami kojarzymy ze sportową rywalizacją. Ciekawostką jest to, że gdy Alex Ferguson przejmował stery Manchesteru, Liverpool miał więcej tytułów mistrzowskich. Gdy odchodził na emeryturę, zostawił United z 20 tytułami, co jest rekordem Premier League.

3) Celtic Glasgow - Rangers
Old Firm Derby to spotkania dwóch największych szkockich klubów, Celticu i Rangersów. Derby Szkocji elektryzują ze zdwojoną siłą, ze względu na aspekt religijny. Kibice Rangersów utożsamiają się z protestantyzmem a fani Celticu są katolikami. Więcej nie trzeba dodawać, aby uzmysłowić sobie wagę tych spotkań. "The Holy Goalie", czyli Artur Boruc, swego czasu grając w Celticu, lubił prowokować kibiców Rangersów koszulkami z katolickimi symbolami bądź wizerunkiem papieża Jana Pawła II.

4) Real Madryt - F.C Barcelona
Derby Europy, spotkanie pomiędzy dwoma gigantami hiszpańskiego futbolu ogląda cały świat. Mecze te od dawna miały podteksty polityczne i kulturowe. Podczas rządów dyktatora Francisca Franco tłumiono próby dążenia Katalończyków do niepodległości. Rywalizacja Kastylii i Katalonii, czyli dwóch krain geograficznych które od lat są sobie nieprzychylne, jest również zmaganiem na tle sportowym dwóch największych klubów z tych regionów. Oba zespoły zdobyły w sumie 13 Pucharów Europy, 54 mistrzostwa La Liga i można powiedzieć, że nie mogą istnieć bez siebie. Gdyby Real bądź Barcelona nie miały godnego siebie rywala, nie byłyby w tym miejscu, w którym są teraz. A jak wiadomo, są to obecnie dwa najbardziej rozpoznawalne kluby piłkarskie na świecie.

5) Juventus F.C - F.C Internazionale
Spotkania derbowe pomiędzy Juventusem i Interem to klasyk ligi włoskiej. Dwa największe miasta Północnych Włoch, dwie najbardziej utytułowane drużyny w kraju i rywalizacja o prym w regionie. Spotkania te i decyzje sędziów często powodowały pomeczowe konflikty, ale nie kibiców a polityków. Z chuligańskich wybryków warto odnotować zachowanie fanów Starej Damy z 2009 rok, kiedy ultrasi tego klubu obrzucali jajkami autokar Interu. A największą ofiarą został Mario Balotelli, który doświadczył rasistowskich zachowań skierowanych w jego stronę.

6) Schalke 04 - Borussia Dortmund
Awersje kibiców obu drużyn spowodowane są uwarunkowaniami historycznymi. Borussia była klubem założonym przez Chrześcijan z bogatej klasy średniej, Schalke natomiast było klubem utworzonym przez społeczność górniczą, która jak wiadomo do bogatych nie należała. Oba miasta znajdują się w Zagłębiu Rurhy, więc kluby te z miejsca rywalizują o dominację w regionie.

7) Cracovia Kraków - Wisła Kraków
Kwintesencja patologii boiskowych. Fanatykom oby drużyn często nie wystarczają tylko gołe pięści, więc posługują się broniami niekonwencjonalnymi bądź nożami etc. Klasyk ten zajmuje 16 miejsce (ex aequo z AC Milan - Inter) w rankingu najstarszych spotkań derbowych w historii. Niegdyś były "świętami" piłki nożnej, teraz kojarzone są z festiwalami chamstwa, głupoty i agresji. Kibolstwo psuje klimat tych spotkań i jest poważnym problemem, z którym nie mogą sobie poradzić zarówno miasto Kraków jak i włodarze obu klubów.

8) Partizan - Crvena Zvezda
Derby Belgradu są wyjątkowymi spotkaniami. Pełne stadiony (przez ostatnie lata rozgrywane są na "Marakanie" w Belgradzie), fantastyczne oprawy pirotechniczne i niepowtarzalny klimat stawiają te mecze w czołówce "najgorętszych derbów". Władze często decydują się na demontaż krzesełek, żeby kibice się nimi nie rzucali. Porywczość i gorący temperament Serbów składają się na bójki pomiędzy fanami obu drużyn. Klasyczne animozje kibiców drużyn z jednego miasta.









Share:

Robert Lewandowski w Bayernie!

Wczoraj potwierdziło się to, co było wiadome już od dawna - Lewandowski zagra w największym niemiecki klubie. Polak podpisał pięcioletni kontrakt, który będzie obowiązywał od 1 lipca. Czy jest to dobre posunięcie?

Jak wiadomo, Borussia Dortmund ukształtowała Lewego, przez co stał się graczem światowego formatu. W filozofię gry Kloppa wpisał się idealnie i wraz ze swoimi boiskowymi kolegami siał postrach w Bundeslidze i Lidze Mistrzów. Od czasów Bońka i jego kariery we Włoszech, nie mieliśmy zawodnika, którego by znała cała Europa. Teraz stanie się pewnie jeszcze bardzie rozpoznawalny, ale rozgłos to jedno a gra to drugie. Bayern posiada dużo szerszą kadrę od Borussi i jest tam większa rywalizacja. Robert nie może być pewien gry w pierwszym składzie od zaraz. Patrząc na obecną grę klubu z Monachium, Lewandowski pasuje do niej idealnie. Trener Pep Guardiola lubi graczy o niekonwencjonalnym zagraniu, którzy dobrze czują się w grze kombinacyjnej. Lewandowski spełnia te kryteria, ale znany jest też (niestety) z niewykorzystywania okazji bramkowych. Śledząc informacje o transferze można było się natknąć na wypowiedź Pepa odnośnie Lewego i jego marnowania "setek". Ile w tym prawdy, nie wiadomo. Tylko od naszego zawodnika zależy, jaki będzie miał wkład w siłę ofensywną Bayernu, która i tak na dzień dzisiejszy praktycznie nie ma sobie równych.

Warto zwrócić uwagę na to, że Robert Lewandowski przechodzi do klubu, który jest obecnie na światowym topie. W przypadku Bońka, Młynarczyka czy Dudka było trochę inaczej. Dopiero później, Juventus, Porto czy w końcu Liverpool stawały się najlepszymi drużynami, pieczętując swoje dobre gry Pucharami Europy.
Share:

Historyczne finały: Bayern Monachium - Manchester United z 1999 roku

Kolejny z finałów Ligi Mistrzów zagościł w stolicy Katalonii - Barcelonie. Naprzeciwko siebie stanęły ekipy Bayernu Monachium i Manchesteru United, które stworzyły kapitalne widowisko. Chyba nikt nie spodziewał, że to spotkanie przejdzie do historii jako najbardziej dramatyczny finał w ponad dwudziestoletniej historii Ligi Mistrzów.

Oba zespoły spotkały się już w fazie grupowej, w której mierzyły się ponadto z F.C Barceloną i Broendby Kopenhaga. W bezpośrednich pojedynka między tymi ekipami padały remisy, w Niemczech 2:2 a w Anglii 1:1. Z grupy śmierci nie udało się wyjść Blaugranie, która znalazła się za plecami ww. zespołów.

Ciekawostką jest to, że zespół Czerwonych Diabłów w II rundzie kwalifikacyjnej pokonał w dwumeczu ŁKS Łódź 2:0. Po wojażach Legii i Widzewa w pucharach, ŁKS trafił bardzo źle i z góry był skazany na porażkę.

Początek spotkania lepiej zaczęła ekipa z Bawarii, bo już w 6 minucie objęła prowadzenie po trafieniu Mario Baslera z rzutu wolnego. F.C Bayern zaczął dominować i przez większą część spotkania skutecznie grać w destrukcji. W 83 minucie Carsten Jancer mógł przypieczętować triumf Bayern, lecz trafił z przewrotki tylko w poprzeczkę. Do 90 minuty to niemiecka drużyna była bliższa zwycięstwa i musiała wytrzymać jeszcze 3 minuty...a może aż 3?

W 91 minucie spotkania David Beckham dośrodkował w pole karne przeciwników, w którym stworzyło się małe zamieszanie. Piłka trafiła do Ryana Giggsa, który oddał strzał a w ostatecznej fazie tor lotu zmienił Teddy Sheringham. Drużyna United wyrównała i nie czekając na dogrywkę, poszła za ciosem. Beckham z tego samego miejsca znów posłał piłkę w pole karne a Ole Gunnar Solskjaer dał Anglikom zwycięstwo. Wielki comeback stał się faktem. Sir Alex Ferguson w pomeczowym wywiadzie nie mógł ukryć emocji i niedowierzania z tego, co się stało. Wydarzenie skwitował krótko -"Football, bloody hell"

Manchester United wygrał tym samym drugi w historii Puchar Europy, w stylu godnym pozazdroszczenia. We wszystkich dotychczas rozegranych finałach Ligi Mistrzów to ten (w mojej opinii) powinien zasłużyć na miejsce numer jeden, ze względu na okoliczności i dramaturgię w końcowych sekundach spotkania. Bayern Monachium nieszczęśliwie dał sobie wydrzeć zwycięstwo, choć drużyną gorszą nie był. Jednak dwa lata później znów stanie przed szansą na zdobycie championatu na Starym Kontynencie, tym razem z dużo lepszym rezultatem...

Manchester United (trener Alex Ferguson) - Schmeichel, Neville, Irvin, Johnsen, Stam, Beckham, Butt, Blomgvist (Sheringham), Giggs, Cole (Solksjaer), Yorke

F.C Bayern Monachium (trener Ottmar Hitzfeld) - Kahn, Babbel, Kuffour, Matthaus (Fink), Linke, Tarnat, Jeremies, Effenberg, Basler (Salhamidzic), Zickler (Scholl), Jancker



Share:

Categories

Ordered List

  1. Lorem ipsum dolor sit amet, consectetuer adipiscing elit.
  2. Aliquam tincidunt mauris eu risus.
  3. Vestibulum auctor dapibus neque.

Sample Text

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipisicing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore magna aliqua.

Ut enim ad minim veniam, quis nostrud exercitation test link ullamco laboris nisi ut aliquip ex ea commodo consequat.

Definition List

Definition list
Consectetur adipisicing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore magna aliqua.
Lorem ipsum dolor sit amet
Consectetur adipisicing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore magna aliqua.

Support

Need our help to upload or customize this blogger template? Contact me with details about the theme customization you need.

Pages