Polskie "El Classico", czyli Legia Warszawa - Lech Poznań poziomem zbytnio nie wynurzało się ponad ligową szarzyznę. Szkoda. Powinniśmy jednak wymagać czegoś więcej po dwóch obecnie najlepszych zespołach z Ekstraklasy.
Starcie liderującej Legii z vice-liderem Lechem Poznań było bez wątpienia najciekawiej zapowiadającym się spotkaniem 28 kolejki T-Mobile Ekstraklasy. Mecz jednak trochę zawiódł. Niby obie ekipy przeprowadziły sporo ataków, to jednak strzelić udało się tylko Legii. Miroslav Radović, dość często krytykowany, jest jednak dla stołecznej drużyny bezcenny. W 37 minucie spotkania Jodłowiec prostopadle dośrodkował w pole karne, a Serb z 5 metrów pokonał Gostomskiego. Po spotkaniu wiele mówi się o tej akcji. Piłkarze Lecha mają pretensje do sędziego o to, że nie dopatrzył się faulu w polu karnym, po którym Radović zrobił sobie miejsce do strzału.
Niestety po raz kolejny, zamiast fascynować się meczem tej rangi, dyskutujemy o błędach sędziowskich...
Warszawska drużyna, mimo że wygrała 1:0, nie była lepszym zespołem. Lech po straconej bramce nie podłamał się, tylko atakował (21 strzałów na bramkę przy 6 Legii). Akcje ofensywne były jednak niechlujne i zabrakło skuteczności. Ten mecz pokazał, że naszym eksportowym drużynom jeszcze wiele brakuje do Europy. Mamy już wszystko - nowoczesne stadiony, wypełnione fanami poszczególnych drużyn i nawet technologię 4K, dzięki której możemy oglądać mecze z niespotykaną dotąd jakością. Pod względem poziomu sportowego wciąż tkwimy w maraźmie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz