• This is default featured slide 1 title

    Go to Blogger edit html and find these sentences.Now replace these sentences with your own descriptions.This theme is Bloggerized by NewBloggerThemes.com.

  • This is default featured slide 2 title

    Go to Blogger edit html and find these sentences.Now replace these sentences with your own descriptions.This theme is Bloggerized by NewBloggerThemes.com.

  • This is default featured slide 3 title

    Go to Blogger edit html and find these sentences.Now replace these sentences with your own descriptions.This theme is Bloggerized by NewBloggerThemes.com.

  • This is default featured slide 4 title

    Go to Blogger edit html and find these sentences.Now replace these sentences with your own descriptions.This theme is Bloggerized by NewBloggerThemes.com.

  • This is default featured slide 5 title

    Go to Blogger edit html and find these sentences.Now replace these sentences with your own descriptions.This theme is Bloggerized by NewBloggerThemes.com.

Rok 2013 w pigułce

Niebawem koniec 2013 roku, który był pod wieloma względami udany, lecz zdarzyły się mecze które pozostawiły duży niedosyt i frustrację (mam głównie na myśli reprezentację narodową). Nasza najważniejsza drużyna po raz kolejny nie sprostała oczekiwaniom i mundial w Brazylii obejrzy w telewizorze. Reprezentacja pod wodzą Waldemara Fornalika grała nierówno, tracąc punkty z teoretycznie słabszymi zespołami. Decydowały również błędy indywidualne, które na tym poziomie kosztują bardzo wiele... Nowy selekcjoner zaliczył mały falstart i w 2014 roku będzie miał niewiele spotkań, aby ułożyć tą drużynę i przygotować ją na Euro we Francji. Czas będzie grał na naszą niekorzyść.

Będąc przy polskim futbolu, warto (bądź nie) wspomnieć o wyczynach polskich ligowców w Europie. Legia Warszawa po 7 latach zdobyła mistrzostwo Polski i szumnie zapowiadano wejście tej drużyny do elitarnej Ligi Mistrzów. Przeszkodą nie do przejścia okazała się Steaua Bukareszt i warszawska drużyna musiała zadowolić się przystawką, czyli Ligą Europy, w której zagrała dużo poniżej oczekiwań, wygrywając jedno spotkanie (0:2 z Apollonem Limassol).

Lech Poznań skompromitował się z Żalgirisem Wilno w III rundzie kwalifikacyjnej, niekorzystnie remisując 2:2. Śląsk Wrocław po kapitalnym dwumeczu z Club Brugge w III rundzie, w play-offach nie dał rady hiszpańskiej Sevilli, przegrywając aż 9:1. Piast Gliwice, debiutujący w pucharach i nie mający doświadczenia w rozgrywkach tej rangi, nie dał rady Karabachowi Agdam (porażka 4:3)

Liga Mistrzów w końcu została podbita przez Bayern Monachium, który w niemieckim finale na Wembley, pokonał 2:1 Borussię Dortmund. Polacy byli blisko zdobycia najcenniejszego klubowego trofeum...

Rynek transferowy zaskoczył nas kilkoma bombami transferowymi. Gareth Bale przeszedł do Realu Madryt za niecałe 100 mln euro, co jest rekordem wszech czasów. Arsene Wenger w końcu posłuchał głosów kibiców i wyłożył ok. 50 mln euro za Mesuta Oezila (z Realu Madryt). Neymar, od jakiegoś czasu wiązany z FC Barceloną, w końcu trafił na Camp Nou i z miejsca stał się ważną częścią drużyny prowadzonej przez Tatę Martino.

Jaki widziałbym rok 2014 w świecie futbolu? Aby był równie udany co ten ustępujący, z tym żeby nasza reprezentacja w końcu wstała z kolan i cieszyła nas bramkami Lewandowskiego i spółki. Aha, Lewandowski do Bayernu? Życzę mu, aby w nowej drużynie stał się postacią kluczową, jak to ma miejsce w Borussi. Czy to będzie Bayern, czy Real Madryt, niebawem powinniśmy mieć Polaka w absolutnie wielkim europejskim klubie, co jest abstrakcją, patrząc na niski poziom naszej kopanej.

Wszystkiego dobrego na Nowy Rok!
Share:

Włosi w odwrocie

Znamy już wszystkie zespoły, którym udało się awansować do rundy pucharowej Ligi Mistrzów. Jak to bywa ostatnimi laty, doszło do niespodzianek i w Lidze Europejskiej znów zobaczymy piłkarskiego potentata. Nie obyło się również bez dreszczowca, który do ostatnich minut trzymał w napięciu, a na końcu były happy end.

Bez wątpienia sensacją, porównywalną do tej sprzed paru lat z Manchesterem United w roli głównej, było odpadnięcie Juventusu F.C z fazy grupowej. Mistrz Włoch w grupie B z Realem Madryt, F.C Kopenhagą i Galatasaray był raczej skazany na walkę o drugą lokatę z ostatnim z wymienionych zespołów. Królewscy jak co roku byli pewniakiem do zajęcia pierwszego miejsca w swojej grupie i to zadanie wykonali celującą. Zespół Starej Damy w obecnych rozgrywkach zawiódł, gubiąc punkty z Kopenhagą czy Galatą na Juventus Stadium. Mecz o być albo nie być w Stanbule, był testem dla podopiecznych Antonio Conte. Warunki pogodowe jednak przerwały wtorkowe spotkanie i mecz odbył się w środę po południu. Widząc to boisko zastanawiałem się, jak można na takim poziomie grać na przysłowiowym kartoflisku. Murawa jednak była taka sama dla obu ekip i to Galatasaray, po uderzeniu Wesleya Snejdera, zagra na wiosnę w Lidze Mistrzów.

Juventus wydaje się głównym faworytem do triumfu, lecz osobiście wątpię, że Włosi potraktują te rozgrywki w należyty sposób. We Włoszech stawia się wyżej Serie A niż Ligę Europejską i Juventus może po prostu odpuścić sobie ten puchar, tak jak to zrobił Manchester United. W tym piłkarskim czyśćcu, w ostatnich latach, udało się zdobyć rozgrzeszenie tylko Chelsea F.C...

Jedna z najciekawszych grup w tym roku, a mianowicie grupa F z Arsenalem F.C, Borussią Dortmund, Napoli i Olympique Marsylią, trzymała kibiców w ogromnej niepewności. Ostatnia kolejka była dobrym materiałem na nakręcenie thrillera. Borussia Dortmund jechała z nożem na gardle na mecz do Marsylii a Napoli podejmowało przed własną publicznością lidera Premier League - Arsenal F.C. Piłkarze z Niemiec szybko, bo w 4 minucie, wyszli na prowadzenie, po uderzeniu Roberta Lewandowskiego. Marsylczycy odpowiedzieli 10 minut później, po trafieniu Diawarry. Piłkarze BVB z czasem zdominowali przeciwnika, który i tak grał w osłabieniu po czerwonej kartce dla Payeta (trzeba dodać, że po bardzo głupim zachowaniu zawodnika). Piłkarze z Francji próbowali kontratakować, lecz niewiele to dawało, gdyż podopieczni Jurgena Kloppa byli wyraźnie od nich lepsi. Pudłował i Lewandowski i Marco Reus, co wprowadzało tylko nerwowść na ławce trenerskiej Niemców. Sygnał do ataku dał zdjęty z boiska Sebastian Kehl, który dowiedział się, że Napoli wygrywa z Arsenalem. Ataki BVB nasiliły się, aż w końcu Steve Mandanda musiał skapitulować po strzale Kevina Groskreutza. Tym samym, mimo zwycięstwa Napoli nad Arsenalem 2:0, piłkarze z Zagłębia Rurhy szczęśliwie awansowali do dalszej fazy i to wyprzedzając w ostatecznym rozrachunku Arsenal! Przykre jest tylko to, że Napoli uzbierało 12 punktów i to nie wystarczyło do awansu. Zenit Sankt Petersburg grający w grupie G gra dalej, mimo że ma na koncie...6 punktów! Gdzie tu sprawiedliwość?

Został na placu boju jeszcze A.C Milan, który szczęśliwie zremisował 0:0 z Ajaxem Amsterdam na San Siro, ale jego gra w obecnych rozgrywkach i tak zostawia wiele do życzenia. Wyczynem będzie przejście jednej rundy, choć i tak to może być zbyt wiele dla Mario i reszty drużyny.
Share:

Nadchodzi Brazuca!

6 grudnia zostanie zaprezentowana oficjalna piłka Mistrzostw Świata w Brazylii 2014 - Brazuca. W wolnym tłumaczeniu znaczy to zadowolenie, radość, dumę - czyli to, z czym kojarzymy Brazylijczyków. Nowa futbolówka wygląda nad wyraz okazale a jej nowoczesny design może się podobać. Technologicznie ma być dostosowana do warunków panujących w kraju kawy. Według wielu opinii specjalistów, piłka ta ma być zmorą dla bramkarzy. Podobnie zapowiadano Jabulani z Mistrzostw Świata w RPA i jak się później okazało, była nieprzewidywalna. Fanom mogły się podobać kiksy czy dziwne trajektorie lotów wspomnianej piłki. Bramkarzom już niekoniecznie...

Fascynujące jest to, jak na przestrzeni lat zmieniały się futbolówki poszczególnych turniejów. Jeśli zajrzeć kilkadziesiąt lat wstecz, pierwsze z nich były zrobione z kawałków zszytej skóry. Efekt był taki, że były one dość ciężkie a przez to łatwe do obrony przez bramkarzy. W 1970 roku Adidas pokazał światu legendarną futbolówkę Telstar, czyli potocznie zwaną "biedronkę". Wzór ten na zawsze zapisał się w historii piłki nożnej, wielokrotnie potem będąc wykorzystanym do tworzenia innych, często nieoryginalnych futbolówek.

Kolejnym przełomem był rok 1978 i mundial w Argentynie. Na tamtejszych mistrzostwach mogliśmy podziwiać Tango, której młodszy brat, 34 lata później, zadebiutował na polsko - ukraińskim turnieju o europejski czempionat.

Wiek XXI uraczył nas ogromnym postępem w wielu dziedzinach przemysłu. Adidas co cztery lata raczył nas coraz to wymyślniejszymi i bardziej zaawansowanymi technologicznie piłkami. Bajeczna Fevernova, która latała jak pocisk; Teamgeist stworzona z 14 płatów, dzięki czemu była idealnie okrągła i pozwalała na dokładniejszą kontrolę a w reszcie Jabulani, która ostatecznie nie zyskała wielkiej sympatii, będąc wielokrotnie krytykowana przez samych piłkarzy.
Share:

Co dalej z A.C Milanem?

Milan zawodzi i nie da się ukryć, że w takim składzie nie odniesie sukcesów na miarę swoich ambicji. Po 13 kolejkach Serie A zajmuje dopiero 13 pozycję z 14 punktami na koncie. Wynik wołający pomstę do nieba tym bardziej, że to jeden z największych klubów na świecie.

Rossoneri na szczęście zachowują twarz w Lidze Mistrzów, gdzie w ciężkiej grupie z F.C Barceloną, Ajaxem Amsterdam i Celtikiem F.C znajdują się na drugim miejscu (za Barceloną) z dorobkiem 8 punktów. W ostatnim mecz z Celtikiem (3:0 dla ACM) chwilami można było zaobserwować stary dobry Milan, z Kaką jako playmakerem i jak zawsze nieobliczalnym Super Mario. Mimo wyraźnego zwycięstwa, wciąż czuć niesmak tego, że ta drużyna powinna grać jeszcze lepiej, wnosząc do swojej gry więcej jakości. Kiedyś mediolańczycy rozdawali karty w Europie, teraz mają co prawda solidną ekipę (póki co w Lidze Mistrzów), lecz w starciach z corocznym faworytami do majowych finałów, byli by skazani na porażki.

Silvio Berlusconi przez wiele lat swojej prezesury doprowadził Milan do licznych triumfów we Włoszech, Europie i świecie. Ostatnio jednak swoimi aferami nie pomagał klubowi a wręcz przeciwnie - szpecił wizerunek klubu. Jego prawa ręka - Adriano Galliani -chyba wypalił się na swoim stanowisku. Co roku eksperymentuje, sprowadzając coraz to innych zawodników, często nie pasujących do trenerskich koncepcji. Pierwszy z brzegu - Mario Balloteli - chłopak niezwykle utalentowany, lecz mający nie do końca wszystko poukładane w głowie. Piłkarz mimo niesfornego charakteru strzela bramki, które w jakiś sposób go bronią. Czy z tym zawodnikiem da się odnieść sukces? Dywagować zawsze można, lecz na dzień dzisiejszy osobiście nie wróżę Milanowi tego, że z Mario zacznie podbijać Europę - do tego droga długa i niezwykle kręta.

Wraz z przyjęciem do zarządu klubu córki byłego premiera Włoch, Barbary Berlusconi, zaczęto zastanawiać się nad tym, czy (a może kiedy) zastąpi ojca na stanowisku prezesa. Jeśli by do tego doszło, Milan czekałby spora zmiana. Prawdopodobnie odszedłby Galliani i grupa agentów, którzy podsyłają piłkarski szrot, tym samym szkodząc klubowi. Postawiono by pewnie na byłych zawodników, którzy swoim doświadczeniem i związkiem z klubem, mogli by szkolić młodzież.

Pewne jest jedno, prędzej czy później w A.C Milanie dojdzie do zmian, zarówno kadrowych jak i tych w zarządzie. Chyba gorzej jak teraz, w wypadku tego klubu, być już nie może. Rossoneri muszą w końcu wrócić na właściwy tor i gonić uciekające co roku Napoli, Juve czy kluby z Rzymu. W tym sezonie raczej to nie nastąpi, cudem wręcz będzie zakwalifikowanie się drużyny z San Siro do rozgrywek Ligi Mistrzów (a niektórzy śmieli się z Liverpoolu, gdy ten nie grał w pucharach...).
Share:

Przyszłość należy do młodzieży

Mecz - chrzest Adama Nawałki wypadło blado a biało-czerwoni przegrali ze Słowacją 0:2. Również spotkanie z Irlandią nie zadowoliło przysłowiowego Kowalskiego, choć w grze było już widać jakąkolwiek koncepcję, popartą ciężką pracą całego zespołu. Wciąż jednak nie strzeliliśmy gola i po raz kolejny nie odnieśliśmy zwycięstwa. Fakt jest taki, że w 2013 roku Polacy zagrali jeden mecz, na który spoglądało się ochoczo, a mianowicie spotkanie z Danią w Gdańsku. Reszta gier, czy to towarzyskich czy o punkty to wspomnienia, o których trzeba jak najszybciej zapomnieć.

We wtorek mieliśmy okazję oglądać mecz polskiej reprezentacji U-21 w ramach eliminacji do Mistrzostw Europy, który miał być przystawką do dania głównego, czyli meczu Polska - Irlandia. Nasza młodzież na stadionie Cracovii gościła swoich rówieśników z Grecji, czyli mówiąc krótko - jednego z największych rywali w grupie.

Reprezentacja U-21, na tle dobrego technicznie przeciwnika, wyglądała naprawdę przyzwoicie. Nieustępliwość i gra pressingiem skutkowała okazjami bramkowymi, które ( w przypadku naszej "dorosłej" reprezentacji) były bezlitośnie wykorzystywane. Środek pomocy - Chrapek - Furman - co chwilę dręczył obronę Hellady mocnymi, precyzyjnymi podaniami do Pawłowskiego,Wszołka czy Milika. Właśnie ten ostatni zawodnik został bohaterem meczu, strzelając hat-tricka. Polska ostatecznie wygrała 3:1, choć Grecy przestrzelili rzut karny przy stanie 2:1 dla nas. Podopieczni Marcina Dorny mają coś, czego od wielu spotkań ( licząc w latach) brakuje naszej pierwszej reprezentacji - czyli szczęścia. Poza tym potrafili zdominować przeciwnika, co skutecznie pozwoliło wykonywać założenia taktyczne, które przełożyły się na wynik końcowy.

Za parę lat z chęcią widziałbym większości zawodników z zespołu U-21 w kadrze narodowej. Swoją grą cieszą oko i dają powody do radości, w czasach nieporadności naszej reprezentacji. Możliwe, że dopiero ich generacja będzie lekiem na coraz częstsze porażki naszej drużyny narodowej. Obym się mylił i żeby mecz z Irlandią był preludium do nowej jakości w polskiej drużynie, której tak wyraźnie nam brakuje.
Share:

Debiut nowego selekcjnera

W piątek (15.11.13) o 20:45 zmierzymy się z reprezentacją Słowacji na stadionie miejskim we Wrocławiu. Spotkanie towarzyskie z naszymi południowymi sąsiadami będzie jednocześnie pierwszym oficjalnym meczem Adama Nawałki na stanowisku selekcjonera "biało-czerwonych".

Przygotowania do jutrzejszego spotkania odbywają się w dobrej atmosferze. Nowy selekcjoner, wzorując się na Leo Beenhakkerze, stara się maksymalnie zintegrować z powołaną przez siebie grupą piłkarzy. Częste monotonnie zgrupowań stara się urozmaicić różnymi zajęciami, które nie zawsze są czysto piłkarskie. Niedawno słyszeliśmy o wypadzie kadry do Wolsztyna, gdzie zawodnicy próbowali swoich sił na ściance spinaczkowej. Sam selekcjoner imponował swoją kondycją, mimo że ma już parę ładnych lat na karku. Takie wypady na pewno pomogą zbudować dobrego ducha zespołu, którego kiedyś mieliśmy za czasów Beenhakkera.

Nawałka obiecywał rewolucję i jak widać trzyma się swoich słów. Na towarzyskie mecze ze Słowacją (15.11.13) i Irlandią (19.11.13) nie powołał chociażby Kamila Glika, kapitana drużyny z Serie A, który przez eliminacje do mundialu w Brazylii był często wystawiany przez Waldemara Fornalika. Inna sprawa to Boenisch. Chłopak jest cały czas w Bayerze Leverkusen, gra w rozgrywkach Bundesligi i Ligi Mistrzów a mimo to nie daje drużynie narodowej nic. Oczywiście jeśli ktoś jest dociekliwy, spojrzy chociażby na jego noty w meczach na Old Trafford czy Donbass Arenie i zobaczy, że był jednym z najgorszych zawodników na boisku. Jednak trener Hyypia ciągle stawia na niego a Leverkusen ciągle dotrzymuje kroku Borussi Dortmund i Bayernowi Monachium...

Niespodzianki na tym się nie kończą. Kadra zyskała siedmiu nowych debiutantów, którzy mają być lekiem na jej zszarganą opinię. Prawdziwą bombą była informacja o powołaniu bramkarza Rafała Leszczyńskiego z Dolcanu Ząbki, który jest podobno utalentowanym zawodnikiem i tym powołaniem ma poczuć atmosferę kadry, zaznajomić się z nią i być może w przyszłości godnie zastąpić np. Artura Boruca, który jest jego wielkim idolem i postacią, na której się wzoruje.

Poniżej lista debiutantów trenera Nawałki:

Rafał Kosznik (Górnik Zabrze)
Adam Marciniak (Cracovia)
Paweł Olkowski (Górnik Zabrze)
Tomasz Hołota (Śląsk Wrocław)
Piotr Ćwieląg (Vfl Bochum)
Rafał Leszczyński (Dolcan Ząbki)
Krzysztof Mączyński (Górnik Zabrze)

Mecz z nieobliczalną Słowacją i zawsze groźną Irlandią zobrazuje nam częściowo pomysł Nawałki na kadrę. Plan z Adrianem Mierzejewski w roli rozgrywającego wydaje się rozsądnym posunięciem, zwłaszcza że gracz Trabzonsporu jest w formie i odgrywa ważną rolę w swoim zespole. Czy zaciąg z Górnika rozwiąże problem obrony naszego zespołu, zwłaszcza lewej strony? Jestem trochę sceptycznie do tego nastawiony, gdyż poziom ekstraklasy to nie to samo co international level, jak to mawiał Leo Beenhakker. Wątpliwości jest co niemiara, z resztą jak zawsze przed meczami naszych "orłów". Powoli odliczam godziny do przedostatniego meczu reprezentacji Polski w 2013 roku i mam nadzieję, że debiut nowego selekcjonera będzie udany. Życzę mu tego, jak chyba każdy prawdziwy fan naszej "kopanej". W końcu kiedyś trzeba się odbić od dna i zacząć grać na miarę możliwości niemalże 38 milionowego kraju. Polska!
Share:

Pucharowa czkawka

Legia Warszawa przegrała przed własną publicznością z Trabzonsoprem 0:2 i tym samym zamknęła sobie drogę awansu do kolejnej rundy. Styl gry nie odzwierciedla wyniku, bo to Legioniści przez całe spotkanie byli drużyną dominującą, która starała się przełożyć częste posiadanie piłki na akcje podbramkowe. Goście z Turcji natomiast, dzięki sporemu szczęściu ( a może nieudolności formacji ofensywnej Legii? ) zakończyli mecz na "zero" z tyłu. Wyprowadzili dwie kontry, które tak naprawdę powinny zostać przerwane a w najgorszym przypadku nie powinny zostać sfinalizowane bramkami.

Formacja defensywna mistrza Polski jest jak kilkudziesięcioletni samochód - na wiejskich drogach ( Ekstraklasa) daje radę, ale gdy już wyjedzie się nim na autostradę (europejskie puchary), jest strach, że coś może się stać.

Niestety, tegoroczna przygoda Legii Warszawa w europejskich pucharach to czysta farsa. Prezes Leśnodorski miał być niczym mityczny król Midas, który za dotknięciem ręki zmieniał wszystko w złoto. O ile wyczekiwane przez sympatyków stołecznej drużyny mistrzostwo Polski zawędrowało w końcu do Warszawy, tak sen o Lidze Mistrzów po raz kolejny stał się koszmarem. Po raz kolejny zabrakło tego "czegoś", co zadecydowało o braku awansu do elity.

Najbardziej przykre jest to, że nasze eksportowe drużyny wydają się być ogórkami w potyczkach z zespołami w teoretycznym zasięgu. Weźmy przykład pogromcy Legii w drodze do LM - Steauy Bukareszt. Zespół ten po czterech meczach na 2 pt. a bilans bramkowy to 2-9. Statystyki wydają się być kiepskie, lecz w grupie zespół mistrza Rumunii ma Chelsea F.C, Schalke 04 i Basel. Mimo trudności, Rumuni zdołali zdobyć jakąkolwiek zdobycz punktową i strzelić bramki, które w wypadku Legii stają się powoli mission impossible.

Jak co roku przeżywamy zawód z powodu braku awansu do Ligi Mistrzów. Stało się to powoli naszą niechlubną tradycją. W ramach pocieszenia stworzono Ligę Europejską, w której można porywalizować z resztą słabszej piłkarsko europy. Powody do dumy dawał nam Lech Poznań, który mając w grupie m.in. Manchester City czy Juventus F.C, potrafił z nimi rywalizować i co najważniejsze - wyjść z grupy. W sezonie 2011/12 mieliśmy aż dwie drużyny w tych rozgrywkach - Wisłę Kraków i właśnie Legię Warszawa. Drużyny te, mimo ciężkich grup, potrafiły awansować i dać nam powody do dumy.

Chyba każdy liczył, że Legioniści pomieszają plany Lazio i Trabzonu, powtarzając wyczyn z poprzednich lat. Rzeczywistość okazała się brutalna - po czterech meczach polska drużyna ma 0 pt i 0 strzelonych bramek, straciła natomiast 6. Można mówić, że Legia nie grała w optymalnym składzie, lecz drużynie tego pokroju nie można wybaczyć takiej niefrasobliwości. Teraz zostaną do rozegrania dwa mecze, które będą o nic. Warszawskiej drużynie zostanie walka na krajowej arenie, w której pewnie drugi raz z rzędu zdobędzie tytuł mistrza Polski. A potem znów zacznie się walka o honor, sławę i pieniądze...
Share:

Juventusu mecz o wszystko

Juventus F.C musi dzisiaj wygrać z Realem Madryt, aby móc myśleć o ewentualnym awansie do fazy pucharowej. Zadanie wydaje się ciężkie do zrealizowania, tym bardziej że nie wystąpi Giorgio Chiellini, który na Santiago Bernabeu dostał czerwoną kartkę po faulu na Cristiano Ronaldo. Za Starą Damą przemawia historia spotkań u siebie, która dla Królewskich jest brutalna.

Juventus w całej swojej historii rozegrał u siebie z Realem sześć spotkań, bilans - pięć zwycięstw, jedna porażka (za czasów złotej ery Królewskich; 1962 rok i bramka Alfredo di Stefano, wygrana Realu 1:0). Czy dzisiaj włoski zespół stać na pokonanie jednego z faworytów do triumfu w Lidze Mistrzów?

Real w ostatnich spotkaniach gra szalony futbol, tracąc sporo bramek a strzelając jeszcze więcej. Włosi nie grają porywająco, lecz to nie przeszkadza im w zdobywaniu kompletów oczek w Serie A. Szykuje się mecz z serii tych o wszystko, w których jedna drużyna może a druga musi wygrać. Real jest żelaznym kandydatem do zajęcia pierwszego miejsca w grupie B a Juve musi dzisiaj gonić Galatasaray, które i tak może odjechać, mając 7 punktów w grupie ( Real - 9pt, Galata - 4pt, Juve - 2pt, Kopenhaga - 1pt).

Faza grupowa Ligi Mistrzów jest nieprzewidywalna, o czym Juventus przekonał się w sezonach 2000/01 i 2009/10, gdy nie wyszedł z grupy. Dzisiejszego wieczora tifosi Bianconerich mogą mieć nietęgie miny, widząc jak Ronaldo i spółka cieszą się z czwartego z rzędu zwycięstwa w fazie grupowej. Aby tak się nie stało, gracze Juve muszą zagrać na 200% swoich możliwości.

Spotkanie w Madrycie przebiegło w iście piknikowej atmosferze, bez polotu i wielu składnych akcji obu zespołów. Dzisiaj wszyscy kibice, czy to Juve czy Realu (osobiście jestem w rozterce ;) ) chcą zobaczyć widowisko, godne miana starcia gigantów. Niech wygra lepszy!
Share:

Świetna passa Rzymian

A.S Roma w sezonie 2013/14 prezentuje się wyśmienicie. Po dziesięciu kolejkach w Serie A ma komplet zwycięstw i pod tym względem nie ma sobie równych we Włoszech. Ba, w całej Europie!

Dokonania podopiecznych Rudi Garcii zadziwiają środowisko piłkarskie. Roma dzięki świetnym wynikom przeszła do historii Serie A, gdyż żadna inna drużyna nie miała takiego startu. Bilans bramkowy mówi sam za siebie - 24:1. Warto zaznaczyć, że Giallorosii wygrali m.in. prestiżowe derby Rzymu z Lazio (2:0) czy mecz z Interem na Stadio Giuseppe Meazza (3:0).

Czy Romę stać na pobicie rekordu Tottenhamu Hotspur z sezonu 1960/61, gdy popularne "Koguty" wygrały 11 spotkań z rzędu? Jest to najdłuższa passa spośród wszystkich najwyższych europejskich lig.W ramach 11 kolejki Serie A, Rzymian czeka ciężki mecz wyjazdowy z Torino F.C Kamila Glika, po którym nie wiadomo, czego się spodziewać. Zespół ze stolicy Piemontu do tej pory uzbierał 11 oczek, remisując np. z zespołami z Mediolanu (3:3 z Interem i 2:2 z Milanem) a potem przegrywając z niżej notowanymi rywalami.

Prawdziwym zwieńczeniem bogatej kariery Francesco Tottiego, byłoby bez wątpienia Scudetto, na które A.S Roma czeka od 2001 roku. Czy jest to realny cel? Przy mistrzu kraju, Juventusie czy Napoli, które w ostatnich latach przeżywa prawdziwy rozkwit, będzie ciężko. Lecz do tej pory Rzymianie potrafili wygrywać z teoretycznie lepszymi drużynami (2:0 ze wspomnianym Napoli czy 3:0 z Interem), więc mają patent na ogrywanie zarówno tych małych jak i dużych. Jeśli w 18 kolejce Serie A, na Juventus Stadium pokonają Starą Damę, mogą naprawdę zawojować włoskie rozgrywki i realnie myśleć o czwartym w historii Scudetto.

Share:

Wybitni Piłkarze - Zinedine Zidane

Kto by pomyślał, że syn algierskich emigrantów, wychowujący się w La Castellanie - jednej z najbiedniejszych dzielnic Marsylii, zostanie w przyszłości jednym z największych piłkarzy, jakich nam było dane oglądać. Dzisiaj przyjrzymy się Zinedinowi Zidanowi, który zapisał piękną kartę we francuskim (i światowym!) futbolu.

Zidane pierwsze kroki w futbolu stawiał w szkółce juniorskiej klubu Saint - Henri, znajdującego się w La Castellanie. Następnie trenował w SO Septemes-les-Vallons, z którego wyjechał na nabór do ligi juniorów. Tam został zaobserwowany przez działaczy AS Cannes, w którym to klubie w wieku siedemnastu lat zaliczył debiut w dorosłym futbolu. Swoją pierwszą bramkę w barwach Cannes strzelił 10 lutego 1991 roku. W całym sezonie 1990/91 wystąpił w 28 spotkaniach i na dobre zaaklimatyzował się z profesjonalnym futbolem. Kolejny sezon w Division One (Ligue 1) był jeszcze lepszy - 31 spotkań i 5 bramek.



W 1992 roku AS Cannes spadło z ligi i Zizou został pozyskany przez Girondins Bordeaux za 3 miliony franków. Z miejsca stał się podstawowym zawodnikiem "Żyrondystów" i pierwszy sezon w nowej ekipie zakończył z 35 rozegranymi spotkaniami i 10 bramkami. W 1995 roku z Bordeaux zdobył nieistniejący już Puchar Intertoto (4:2 z Karlsruher SC) a rok później dotarł do finału Pucharu UEFA, w którym przegrał 1:3 z Bayernem Monachium. W Bordeaux występował przez cztery sezony.

Kolejnym przystankiem w karierze Zidana był Juventus, który pozyskał go za około 3 miliony funtów. Do drużyny Marcello Lippiego wpisał się doskonale, walnie przyczyniając się do zdobycia Scudetto w sezonach 1996/97 i 1997/98. Ze Starą Damą wygrał również Puchar Interkontynentalny pokonując argentyńskie Club Atletico River Plate 1:0. W sezonach 1996/97 i 1997/98 dochodził z Juve do finałów Ligi Mistrzów, lecz obydwa przegrał, odpowiednio z Borussią Dortmund (1996/97) 1:3 i Realem Madryt (1997/98) 0:1. W 1999 roku wygrał Puchar Intertoto (4:2 ze Stade Rennais).

Francuz czarował techniką już od czasów juniorskich, lecz w Juve regularnie zaczął stosować charakterystyczną sztuczkę piłkarską, tz. ruletę, która stała się jego znakiem rozpoznawczym.



Ogólnie dla Juventusu F.C w Serie A wystąpił w 151 meczach, strzelając 24 bramki; w Lidze Mistrzów - 35 występów, 8 trafień.

Bezprecedensowym wydarzeniem w karierze Zidana było wygranie z Brazylią 3:0, w finale Mistrzostw Świata w 1998 roku. Zizou wydatnie przyczynił się do triumfu swojego zespołu, dwa razy zmuszając Claudio Taffarela do wyjmowania piłki z siatki.



Pokonanie jednej z najbardziej utytułowanych drużyn i to na Stade de France, czego wynikiem był pierwszy triumf Les Bleus w tych rozgrywkach, było traktowane jak święto narodowe. Francja przełomów wieków stała się piłkarskim hegemonem, w którym coraz większą rolę zaczął odgrywać wspominany Zinedine Zidane.

Potwierdzeniem tej tezy był turniej Euro 2000 w Belgii i Holandii, na którym nie było mocnych na Francuzów. W ćwierćfinale z Hiszpanią, Zidane z rzutu wolnego dał swojej drużynie awans do kolejnej rundy.



Jakby tego było mało, w kolejnej fazie znów przesądził o wyniku meczu (półfinał z Portugalią), strzelając w 117 minucie gola z rzutu karnego. W meczu finałowym, nie bez przeszkód, Francja pokonała reprezentację Włoch i po raz drugi w historii wygrała turniej Euro.

Wyczyny Francuza nie mogły zostać niezauważone i latem 2001 roku, za 73,5 mln. euro został kupiony przez Real Madryt. Jak na tamte czasy, ta kwota była astronomiczna i nikt poza Królewskimi nie mógł sobie pozwolić na taki wydatek. Florentino Perez, obejmując prezesurę w 2000 roku obiecywał, że do Madrytu ściągnie największe piłkarskie gwiazdy. W drużynie marzeń, składającej się z samych sportowych sław, nie mogło zabraknąć Zidana. Wraz z nowym nabytkiem, "Galacticos" dotarli do finału Ligi Mistrzów, rozgrywanym na szkockim Hampden Park w Glasgow. Rywalem Hiszpanów był niemiecki Bayer Leverkusen, który był rewelacją rozgrywek ( w drodze do finału odprawił z kwitkiem Liverpool F.C i Manchester United). Po golach Raula w 8 minucie i Lucio w 14' był remis i wydawało się, że już nic do przerwy nie może się wydarzyć. Drużyna Realu wykonała jednak składną akcję, a Roberto Carlos dośrodkował w okolice 14 metra, gdzie perfekcyjnym wolejem popisał się Zidane. Nieprawdopodobny gol, i to w finale Ligi Mistrzów (!), zachwycił cały świat i został jednym z najpiękniejszych trafień w historii Ligi Mistrzów. Sam Zidane, wielokrotnie pytany o to, czy zdołałby powtórzyć ten strzał, odpowiadał że nie. Wspominał, że na treningach próbował odtworzyć to uderzenie, lecz bezskutecznie.



W następnym roku drużyna Realu pokonała Feyenoord Rotterdam i zdobyła Superpuchar Europy.

Rok 2004 uraczył nas świetnym turniejem Euro w Portugalii. Drużyna Francji trafiła do grupy B z Anglią, Chorwacją i Szwajcarią. Po raz kolejny mogliśmy podziwiać piłkarski klasyk Francja - Anglia, który nie zawiódł. Po golu Franka Lamparda w 38 minucie Anglicy wyszli na prowadzenie i prawie przez cały mecz wynik nie uległ zmianie. Dopiero w doliczonym czasie gry drugiej połowy Zizou pokonał dwukrotnie (!) bramkarza reprezentacji Anglii i przechylił szalę zwycięstwa.



W ćwierćfinale Francuzi trafili na Grecję, z którą przegrali 0:1 po golu Charisteasa.

Powracając do kariery klubowej, Zidane w Realu Madryt wystąpił w 155 meczach, strzelając 37 bramek. Jego owocna praca przełożyła się na Mistrzostwo Hiszpanii (2002/03), Ligę Mistrzów (2002), Puchar Interkontynentalny (2002), Superpuchar Europy (2002) i Superpuchar Hiszpanii (2001, 2003). Do końca klubowej kariery nie zdołał wraz z Królewskimi odnieść kolejnych sukcesów. Po "tłustych latach" (1998, 2000, 2002 -> triumfy // 2003 półfinał) Real dotknęła klątwa 1/8 finału Ligi Mistrzów, a na krajowym podwórku była niezwykle silna konkurencja (nieporównywalnie większa niż w dzisiejszych czasach) w postaci tworzącej swój dream team F.C Barcelony czy groźnej Valencii C.F. Zidane swój ostatni oficjalny mecz w koszulce Realu rozegrał 7 maja 2006 roku. Na Estadio Santiago Bernabeu Królewscy zremisowali 3:3 z Villareal C.F.

Na Francuza czekało ostatnie zadanie w karierze, XVIII Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej, których gospodarzem byli Niemcy. Drużyna Les Bleus w fazie grupowej wypadła blado, notując remisy ze Szwajcarią (0:0) i Koreą Południową (1:1). Dopiero w ostatnim spotkaniu pokonała Togo 2:0 i zajmując drugie miejsce w tabeli grupy G (za Szwajcarią) awansowała do fazy pucharowej. Pierwszą przeszkodą w drodze do finału była Hiszpania, w której występowało kilku znajomych Zizou z Realu Madryt. Francuzi okazali się lepszym zespołem, wyraźnie wygrywając 3:1. Gola wieńczącego zwycięstwo strzelił Zidane w doliczonym czasie gry.



W ćwierćfinale mieliśmy prawdziwy klasyk, Francja - Brazylia, który oprócz pięknych zagrań, obfitował w twardą grę jednych i drugich. W tego typu spotkaniach często decyduje jeden błąd, który w tym wypadku popełnili Brazylijczycy.

Zidane po raz kolejny został bohaterem w spotkaniu półfinałowym z Portugalią, w którym strzelił gola z rzutu karnego i sen stał się rzeczywistością - Francja w finale!



Na Olympiastadion w Berlinie mieliśmy ponowne starcie Włoch z Francją. Ci pierwsi przebojem wdarli się do finału, pokonując Niemców 2:0. Można powiedzieć, że tradycyjnie już, legendarny Francuz po raz kolejny dał swojej drużynie prowadzenie, pokonując Gianluigiego Bufona z rzutu karnego. Włochów jednak to nie podłamało, czego efektem była odpowiedź Marko Materazziego. Obrońca reprezentacji Włoch był prekursorem incydentu, jaki miał miejsce pod koniec spotkania. Prawdopodobnie obraził siostrę Zinedina Zidana a Francuz nie wytrzymał, i uderzył go głową w splot. Po tym zdarzeniu dostał czerwoną kartkę i musiał opuścić boisko. Francja w osłabieniu nie dała rady i przegrała w karnych 5:3.



Faul z premedytacją i czerwona kartka w tak ważnym meczu, były swego rodzaju skazą na bogatej karierze zawodnika. Zidana nie wolno z tego rozgrzeszać, lecz trzeba w odpowiedni sposób zrozumieć. Mecz najwyższej rangi, obserwowany przez cały świat i człowiek, który obraża twoją rodzinę. Nerwy w takiej sytuacji wzięły górę i sam osobiście nie wiem, jakbym się zachował...

Zinedine Zidane po skończeniu piłkarskiej kariery pracuje w Realu Madryt, w którym jest zastępcą trenera Carlo Ancelottiego. Były sportowiec jest mocno związany z klubem ze stolicy Hiszpanii. Jego synowie -  Enzo i Luca, występują w młodzieżowych zespołach Królewskich. Zidane jest również mocno zaangażowany w akcje charytatywne, pomagające małym dzieciom w walce o lepszą przyszłość.
Share:

Znamy nowego selekcjonera kadry narodowej!

Jak podały ogólnopolskie media, następcą Waldemara Fornalika na stanowisku selekcjonera będzie Adam Nawałka. Szkoleniowiec zostanie oficjalnie przedstawiony na wtorkowej konferencji prasowej.

Były niegdyś piłkarz a obecnie trener Górnika Zabrze był faworytem w wyścigu o tę posadę. Dobry znajomy prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, swoimi wynikami w lidze skutecznie przekonał piłkarskie władze, aby na niego postawić. Decyzja ta nie jest niespodzianką, gdyż od wielu dni nazwisko trenera Górnika przewijało się w mediach. W gronie ewentualnych przyszłych selekcjonerów wymieniało się nazwiska Macieja Skorży, Jana Urbana czy chociażby Jerzego Engela. Idea postawienia na Nawałkę była od początku brana za opcję numer jeden, z którą zostano jak widać do końca.

Kolejnym argumentem "za" dla Nawałki było to, że współpracował z Leo Beenhakkerem, gdy ten prowadził naszą kadrę narodową. Zyskał wtedy dużą wiedzę, której nie wyniósłby z polskich boisk. Ponadto sporo czasu spędził we Włoszech, gdzie doskonalił swój warsztat trenerski. A jak wiadomo, włoski futbol bazuje na solidnej grze w obronie, z którą borykamy się już od wielu lat.

Czy mimo wszystko, pomysł brania trenera z ekstraklasy, który podobnie jak Waldemar Fornalik, nie ma dużego doświadczenia z poważnym futbolem, będzie trafiony? Adam Nawałka w moim odczuciu wydaję się osobą, która zna swoje miejsce w hierarchii i potrafi w donośny sposób przywołać piłkarza do porządku. Zdarzało to mu się w klubowej drużynie, w której nie bał się ściągać zawodnika po 30 minutach gry, gdy ten nie wypełniał wytyczonych zadań. Może jego charyzma podziała na naszych "orłów" i wskrzesi w nich jeszcze większą motywację?

Czasu, aby zaznajomić się z kadrą i dręczącymi ją problemami będzie mało. Do startu eliminacji EURO 2016 Polacy rozegrają 6 meczów, w tym dwa najbliższe ze Słowacją i Irlandią. Nowy selekcjoner będzie musiał dobrze wykorzystać sparingi, gdyż zanim się obejrzymy, zagramy pierwsze mecze o punkty do turnieju, do którego awansuje niemal połowa drużyn. A hipotetyczny brak awansu byłby absolutną kompromitacją, a tego nikt z nas nie chce.

Adam Nawałka musi zrobić rewolucję i nie bać się wdrażać odważnych pomysłów. Ta kadra potrzebuje wstrząsu, bo bez niego znów będziemy zdobywać punkty tylko z San Marino albo innymi słabeuszami. Potencjał mamy i mam nadzieję że go wykorzystamy. Bierzmy przykład z Belgii, która z przeciętnej drużyny stała się dobrym europejskim zespołem i w odróżnieniu od nas, zagra w słonecznej Brazylii.
Share:

London calling?

Nasz super snajper z Borussi Dortmnd - Robert Lewandowski potwierdził swoją klasę, strzelając bramkę na 1:2, która dała zwycięstwo BVB w konfrontacji z Arsenalem. Wydarzenia na boisku nie wskazywały na to, że Borussia może pokusić się o coś więcej niż remis. Co więcej, piłkarze z Niemiec wyprowadzili wzorową kontrę w okresie wyraźnej przewagi podopiecznych Arsene'a Wengera.

Robert Lewandowski już po raz trzeci w tym roku grał mecz w Londynie. Poprzednie pojedynki - w finale Ligi Mistrzów z Bayernem (1:2) oraz z reprezentacją Anglii (0:2) kończyły się porażkami. Wreszcie polski napastnik przełamał się, strzelając gola w Anglii i to na naprawdę gorącym gruncie z drużyną, która ma najlepszy start w Premier League od wielu lat.



Wojciech Szczęsny przed meczem na twitterze napisał: "Słuchaj Robert Lewandowski żarty się skończyły! London calling". Słowa te można było odebrać dwuznacznie - jako formę wywarcia presji lub... zaproszenie do Arsenalu. W zeszły sezonie Lewandowski wyrobił sobie naprawdę wyśmienitą markę, zostając vice królem strzelców Bundesligi i Ligi Mistrzów. Media grzmiały i wyprzedzały się informacjami co do tego, gdzie niebawem przeniesie się nasz najlepszy piłkarz.

Ostatecznie Robert pozostał w Dortmundzie, lecz tak naprawdę nie wiadomo wiele o jego przyszłości. Bayern Monachium (podobno), za wstawiennictwem Pepa Guardioli zrezygnował z pozyskania snajpera Borussi. Co pewien czas czytamy o tym, gdzie to Robert nie wyląduje. Jeśli byłby to Arsenal F.C, toPolak miałby szansę gry i podobnie jak w Borussi, byłby pod opieką trenera, który dba i stawia na młodych zawodników. Ponadto obie drużyny grają szybki, kombinacyjny futbol w który Lewandowski czuje się jak przysłowiowa ryba w wodzie.

Jak się skończy ta historia - bladego pojęcia nie mam. Jeśli była by to drużyna z Północnego Londynu, byłbym spokojny o przyszłość "LewanGOLskiego".
Share:

Historyczne finały: Juventus F.C - Real Madryt C.F z 1998 roku

"Finał marzeń" - tak w skrócie opisał to spotkanie ówczesny trener Starej Damy Marcello Lippi. Trudno nie zgodzić się z utytułowanym włoskim szkoleniowcem. Juventus trzeci raz z rzędu awansował do finału Ligi Mistrzów, pokonując AS Monaco w dwumeczu 6:4. Real natomiast pewnie pokonał Borussię Dortmund 2:0 i po 17 latach znów stanął przed szansą wygrania europejskich rozgrywek.

Juventus przystępował do tego spotkania w roli faworyta, który ponadto chciał zmazać plamę za zeszłoroczną porażkę z Borussią Dortmund. Włoski zespół miał wszelkie atuty, aby 20 maja 1998 roku na nowej Amsterdam Arenie święcić triumf. Gracze pokroju Deschamps'a, Davids'a, Zidane'a, Del Piero czy Inzaghiego działali na wyobraźnię. Real w tej materii wiele nie ustępował swojemu rywalowi, gdyż Raula, Carlos'a, Hierro, Karembue, Mijatović'a czy Morientes'a każdy zna i wie, że byli to zawodnicy światowej klasy.

Początek spotkania gracze Juventusu zaczęli z wielkim animuszem, co jakiś czas przeprowadzając ataki na bramkę strzeżoną przez Bodo Illgnera. Z czasem to Królewscy zaczęli przejmować inicjatywę, lecz pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. Po przerwie Juventusowi jakby odcięto prąd, gdyż grał fatalnie a Real coraz groźniej atakował. W 66 minucie sprytnie w polu karnym  zachował się Predrag Mijatović, mijając bramkarza Juve Angelo Peruzziego i strzelając gola, który jak się później okazało, był na wagę złota.



Real Madryt: Illgner, Sanchis, Panucci, Roberto Carlos, Raul (Amavisca), Hierro, Karembue, Seedorf, Redondo, Mijatović (Suker), Morientes (Jaime) // trener: Jupp Heynckes

Juventus F.C: Peruzzi, Torricelli, Montero, Juliano, Di Livino (Tacchinardi), Deschamps (Conte), Davids, Possetto (Fonesca), Zidane, Del Piero, Inzaghi // trener: Marcello Lippi

Real Madryt po 32 latach znów został najlepszą drużyną na kontynencie, nie składając broni na przyszłe sezony. Finał w Amsterdamie był symbolicznym początkiem końca wielkiej drużyny, jaką bez wątpienia był Juventus. Jak to mawiają: umarł król, niech żyje król. W tym wypadku nowym hegemonem został hiszpański zespół, który wrócił na właściwe dla niego miejsce po 32 latach bezkrólewia.
Share:

Artur Boruc w świetnej formie

Polski bramkarz Artur Boruc ostatnimi czasy jest w wyśmienitej formie. Dowodzą tego statystyki Southampton w którym występuje - na 9 rozegranych do tej pory kolejek "Święci" stracili 3 bramki, strzelając 8, co daje im piątą lokatę. Dla porównania, czwarty w tabeli Manchester City ma 20 strzelonych bramek i 9 straconych. Boruc od początku sezonu jest chwalony przez brytyjskie media, które podkreślają niezwykłą dyspozycję Polaka. Formę z klubu przeniósł na reprezentację, w której po raz kolejny udowadnia swoją klasę. Co prawda puścił bramkę w meczu z Ukrainą, lecz nie miał przy niej szans. Szkoda że w ostatnim meczu eliminacyjnym z Anglią na Wembley, Waldemar Fornalik postawił na Wojciecha Szczęsnego, który jest równie świetnym bramkarzem, lecz brakuje mu doświadczenia które zdobył Boruc na boiskach Szkocji i Włoch.



Southampton jako średniak Premier League, nie może na dłuższym dystansie rywalizować z gigantami pokroju Arsenalu czy Liverpoolu o miejsce na podium. Mając jednak świetnie dysponowanego Boruca na bramce,  mogą powalczyć o miejsca 6-10.

Nam kibicom, nie zostaje nic innego jak tylko modlić się o dobrą formę Artura. Mimo że z pozycją bramkarza w reprezentacji nie mamy problemów, to jednak osobiście widziałbym w niej właśnie Boruca. Jest to piłkarz z charakterem, który nigdy nie odpuszcza. Ktoś taki jest potrzebny naszej kadrze. Mam nadzieję że nowy selekcjoner nie będzie fochliwy jak Franciszek Smuda i nie zrezygnuje z zawodników, którzy mają własne zdanie i nie są chłopcami na posyłki.
Share:

Polska - Anglia

Jutro reprezentacja Polski rozegra prestiżowe spotkanie z reprezentacją Anglii w ramach eliminacji do mundialu w Brazylii w 2014 roku. Jak niedawno widzieliśmy, nasi piłkarze przegrali mecz o wszystko z Ukrainą w Charkowie i pożegnali się ze słonecznym krajem kawy. Teraz zostaje im do rozegrania ostatni, ale jakże ważny z wielu względów, mecz z Anglią.

Historia pojedynków polsko - angielskich na poziomie reprezentacyjnym to pasmo wielu niepowodzeń naszych zespołów. We wszystkich oficjalnych meczach z Lwami Albionu wygraliśmy raz, 2:0 w 1973 roku (Chorzów) po bramkach Adama Banasia i Włodzimierza Lubańskiego w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata w Republice Federalnej Niemiec.


Rewanż na stadionie Wembley był chyba najsłynniejszym meczem w historii polskiego futbolu. W tym spotkaniu Anglia miała pewnie pokonać Polskę i awansować na mundial, lecz gospodarze nie przewidzieli tego, że Jan Tomaszewski zagra mecz życia. Przed meczem polski bramkarz został nazwany przez Briana Clougha (trenera rep. Anglii) clownem. Później jednak, dzięki niezwykłym paradom, Tomaszewski zyskał szacunek wśród kibiców gości a trener Clough mógł się ugryźć w język. Polska zremisowała 1:1 z Anglią i tym samym awansowała na Mistrzostwa Świata w RFN w których zajęła trzecie(!) miejsce a Grzegorz Lato z 7 trafieniami został królem strzelców imprezy. Anglia natomiast ostatecznie nie zakwalifikowała się do turnieju, co było bez wątpienia wielką niespodzianką.





Kolejnym dobrym meczem w wykonaniu naszych "orłów" przeciwko Anglikom było spotkanie na Wembley w 1996 roku podczas eliminacji do Mistrzostw Świata we Francji. Po przepuszczeniu piłki przez Henryka Bałuszyńskiego, Marek Citko dostał wyśmienitą szansę na pokonanie Davida Seamana i jej nie zmarnował. Polska po 23 latach strzeliła bramkę na Wembley, która na dodatek dawała nam prowadzenie. Ostatecznie mecz skończył się wynikiem 2:1 dla Anglii a eliminacje zakończyliśmy na trzecim miejscu, odpowiednio za Włochami i wspomnianymi Anglikami.




Marek Citko po strzelonej bramce stał się niemal bohaterem narodowym a w kraju zaczęła się "citkomania".

W eliminacjach do Mistrzostw Świata w Niemczech (2006) w grupie 6, znów było dane nam się zmierzyć z Synami Albionu. Pierwszy mecz w Chorzowie przegraliśmy 1:2, choć drużynę mieliśmy przyzwoitą. Anglia jednak była faworytem tej grupy i potwierdziła to na boisku. Rewanż na stadionie w Manchesterze trzymał w napięciu a powodów do dumy przysporzył na "Franek łowca bramek", czyli Tomasz Frankowski. Po szybkim podaniu na skrzydło przez Mariusza Lewandowskiego, dośrodkować zdołał Kamil Kosowski a Frankowski pięknym wolejem wyrównał wynik na 1:1. Po raz kolejny jednak, dość niefortunnie, przegraliśmy 1:2 i to Anglicy zajęli pierwsze miejsce w grupie. Reprezentacja Polski uplasowała się na drugim miejscu, lecz razem ze Szwecją miała najlepszy bilans bramkowy i awansowała bezpośrednio na turniej bez konieczności grania baraży.



Wszystkie spotkania Biało-Czerwonych z Anglikami:

1) 05.01.1966, Liverpool, Anglia 1:1 Polska, towarzyski
2) 05.07.1966, Chorzów, Polska 0:1 Anglia, towarzyski
3) 06.06.1973, Chorzów, Polska 2:0 Anglia, El. MŚ 1974
4) 17.10.1973, Londyn, Anglia 1:1 Polska, El. MŚ 1974
5) 11.06.1986, Monterrey, Anglia 3:0 Polska, MŚ 1986
6) 03.06.1989, Londyn, Anglia 3:0 Polska, El. MŚ 1990
7) 11.10.1989, Chorzów, Polska 0:0 Anglia, El. MŚ 1990
8) 17.10.1990, Londyn, Anglia 2:0 Polska, El. ME 1992
9) 13.11.1991, Poznań, Polska 1:1 Anglia,  El. ME 1992
10) 29.05.1993, Chorzów, Polska 1:1 Anglia, El. MŚ 1994
11) 08.09.1993, Londyn, Anglia 3:0 Polska, El. MŚ 1994
12) 09.10.1996, Londyn, Anglia 2:1 Polska, El. MŚ 1998
13) 31.05.1997, Chorzów, Polska 0:2 Anglia, El. MŚ 1998
14) 27.03.1999, Londyn, Anglia 3:1 Polska, El. ME 2000
15) 08.09.1999, Warszawa, Polska 0:0 Anglia, El. ME 2000
16) 08.09.2004, Chorzów, Polska 1:2 Anglia, El. MŚ 2006
17) 12.10.2005, Manchester, Anglia 2:1 Polska, El. MŚ 2006
18) 17.10.2012, Warszawa, Polska 1:1 Anglia, El. MŚ 2014
19) 15.10.2013, Londyn, Anglia ?:? Polska, El. MŚ 2014

Jaką widzę jutro Polskę na Wembely? Polskę walczącą, bo nie wyobrażam sobie aby podopieczni Waldemara Fornalika przeszli obok meczu i poddali się już przed pierwszym gwizdkiem. Fakt, nawet jutrzejsze (przypuszczalne) zwycięstwo nic nam nie da, gdyż eliminacje się dla nas skończyły. To nie rywale je wygrali, to my je przegraliśmy. Ta kadra ma potencjał na to, aby zająć pierwsze miejsce w grupie z Anglią, Ukrainą czy Czarnogórą. Nadal uważam, że jesteśmy wstanie zbudować drużynę z obecnych zawodników, która mogłaby nawiązać chociażby do ery Leo Beenhakkera, kiedy każdy się z nami liczył.

Jutrzejszy mecz to nagroda za... przegrane eliminacje. Możliwość gry na nowym Wembley to dla wielu zawodników coś, czego się nie zapomina do końca życia. Pokazanie się całemu światu, być może strzelenie bramki i bycie na ustach wielu sympatyków futbolu - na taki moment czeka każdy piłkarz. Mam nadzieje, że jutro zagramy spotkanie, które przejdzie do historii i będzie wspominane przez lata. Bujam w obłokach? - możliwe, bo z obecnym zespołem nic nie jest pewne, nawet to, kto wyjdzie w podstawowej "11". Wiadome jest jedno, 15 października 2013 roku wszystko może się zdarzyć. Obyśmy kładli się spać z dobrymi humorami.


Share:

Z nożem na gardle

Reprezentacja Polski niebawem stanie przed decydującymi meczami o być albo nie być w eliminacjach do mundialu w Brazylii. Kadra Waldemara Fornalika w piątek (11.10.13) zmierzy się w Charkowie z Ukrainą a we wtorek (15.10.13) z Anglią na Wembley. Czy obecny zespół jest w stanie wykrzesać maksimum swoich możliwości i ugrać 6 punktów?

Franciszek Smuda kończąc swoją przygodę z reprezentacją mówił, że zostawił niemal gotowy zespół, który z marszu może podjąć walkę o punkty. Boisko jednak nie raz zweryfikowało możliwości naszych zawodników i okazało się, że słowa Smudy nie mają pokrycia. Masa błędów, jakie popełniali polscy piłkarze podczas meczów eliminacyjnych była zatrważająca i cudem jest to, że jeszcze mamy jakieś iluzoryczne szanse na awans.

Trener Fornalik w mojej subiektywnej ocenie zbyt często dokonywał rotacji w składzie reprezentacji. Częste zmiany, szczególnie eksperymenty z linią obrony, spowodowały brak zgrania, na które tak ciągle czekamy. W meczu Polska - Ukraina na Stadionie Narodowym, Jarmołenko robił na lewej stronie co chciał i to w dużej mierze dzięki niemu, nasi wschodni sąsiedzi wywieźli cenne 3 punkty.



Z obroną jesteśmy na bakier ale inne formację dużo lepiej się nie prezentują. Jedną z głównych chorób polskiej jedenastki jest słaba skuteczność Roberta Lewandowskiego, który jak wszyscy doskonale wiemy, jest wiodącą postacią w drużynie Borussi Dortmund. Wiele dyskutuje się o naszym superstrzelcu z Bundesligi, o tym że w kadrze mu się nie chcę itp., lecz wystarczy obejrzeć jeden mecz Borussi i jeden naszej kadry, aby zobaczyć różnice. W drużynie klubowej ma wielu asystentów, którzy zapewniają mu sytuacje bramkowe. W kadrze narodowej natomiast, nie ma schematu gry na Roberta. Wydaje mi się że bardziej strzelamy gole z przypadku, niż z założeń taktycznych. Mając vice-króla strzelców z poprzedniego sezonu Ligi Mistrzów, powinniśmy to wykorzystać. Taka postać w polskim futbolu zdarza się raz na 20-30 lat i szkoda by było, aby Lewy nie zapewnił Polsce sukcesów na arenie międzynarodowej.



Nie mamy w obecnej sytuacji nic do stracenia. Mimo licznych niepowodzeń w ostatnich latach, trzeba mieć w sobie iskierkę nadziei. Nikt chyba nie wierzy w nagłe przebudzenie naszych "orłów" na miarę tego, co zobaczyliśmy w Chorzowie w meczu z Portugalią. Jednak przebłyski dobrego futbolu było widać i za kadencji Waldemara Fornalika. Mecz z Anglią w Warszawie, choć zremisowany pokazał, że gdy tylko chcemy, to potrafimy. Nasz wtorkowy przeciwnik na Stadionie Narodowym nie odstawał poziomem od tego, co prezentowała polska drużyna. Chyba tylko doświadczenie uratował Anglikom punkt w konfrontacji z "naszymi".



We wtorek, nie zważając na wynik z Ukrainą, chcę zobaczyć dobre spotkanie w wykonaniu obu ekip. Bo gdy nawet będzie to mecz o przysłowiową pietruszkę, to możemy pokonać Anglię na Wembley! Będzie to dla nas święto futbolu, na które czekaliśmy tyle miesięcy. Oby ta "uroczystość" miała podwójne znaczenie i oznaczała dla nas również ósmy w historii awans na Mistrzostwa Świata w piłce nożnej.
Share:

Historyczne finały: Borussia Dortmund - Juventus F.C z 1997 roku

Finał Ligi Mistrzów z sezonu 1996/97 rozgrywany był w Monachium, na Stadionie Olimpijskim. Mecz ten miał być grą jednego aktora, zwycięzcy z poprzedniego sezonu, czyli Juventusu F.C. Na przeciw Włochom stanęła Borussia, która w półfinale pokonała w dwumeczu Manchester United 2:0. Juventus natomiast rozbił Ajax aż 6:2

Dortmundczycy swoich szans szukali w miejscu rozgrywanego meczu, czyli niemieckim Monachium. Drużynom rozgrywającym finały w swoich ojczyznach dawało to pewną przewagę psychologiczną. Wystarczy spojrzeć na poprzedni sezon (1995/96), gdzie Juventus pokonał Ajax na stadionie w Rzymie. Stara Dama natomiast była podbudowana wysokim zwycięstwem nad Holendrami i jako faworyt musiała wygrać to spotkanie a Borussia mogła..

Mistrz Niemiec miał w swoim składzie wielu reprezentantów swojego kraju, którzy byli świeżymi mistrzami Europy (Euro 96 w Anglii). Trener Ottmar Hitzfeld zbudował ciekawy zespół z solidną obroną, w której grali tacy zawodnicy jak Matthias Sammer czy Jurgen Kohler. Z przodu zaś grali Riedle, Moller czy Reuter którzy również byli graczami największego formatu. W Juventusie natomiast o sile ofensywnej decydowali gracze pokroju Zidana, Jugovicia, Vieriego czy Del Piero.

Początkowy okres gry to zmasowany atak graczy Juve, którzy byli blisko objęcia prowadzenia po zmarnowanej sytuacji Vieriego. Niewykorzystana sytuacja zemściła się w 29 minucie, gdy gracze włoskiej drużyny wybili piłkę po dośrodkowaniu; doszedł do niej Lambert i obsłużył podaniem Riedla, który ze stoickim spokojem dał prowadzenie swojej drużynie. Kolejny gol padł w 34 minucie. Dośrodkowanie Mollera wykorzystał niezawodny tamtego dnia Riedle. Włosi strzelili kontaktową bramkę w 65 minucie za sprawą Alexa Del Piero. Decydujące trafienie padło w 71 minucie, gdy pięknym strzałem z dystansu popisał się Ricken.

Tym samym Borussia Dortmund po raz pierwszy zyskała miano najlepszej drużyny w Europie, detronizując z tronu aktualnego championa. Warto zaznaczyć, że to drużyna z Zagłębia Ruhry była pierwszym niemieckim zespołem, który triumfował z Champions League, w stylu godnym podziwu.




Share:

Wybitni Piłkarze - Alessandro Del Piero

Niektóre drużyny słyną z tego, że w swych szeregach mają (lub mieli) piłkarzy, którzy z biegiem lat stali się legendami. Real Madryt miał Raula, Manchester United ma Giggsa a AS Roma Tottiego. Juventus F.C również może się poszczycić tym, że przez wiele lat był reprezentowany przez gracza z najwyższej półki a zarazem człowieka niezwykle związanego z tym klubem. Mowa o Alessandro Del Piero.

Początki Del Piero w futbolu datuje się na rok 1981, kiedy w wieku 9 lat zasilił drużynę San Vendemiano. Podczas jednego z meczów swojej juniorskiej drużyny został dostrzeżony przez obserwatora AC Padwy i ostatecznie zasilił klub z Serie B. Pierwsze lata z seniorskim futbolem były przyzwoite. Podczas dwóch sezonów spędzonych w Padwie wystąpił w 14 meczach, strzelając jedną bramkę. Udane występy zapewniły zainteresowanie wielu klubów, w tym dwóch włoskich gigantów - Milanu i Juventusu. Sam zawodnik deklarował chęć gry w Starej Damie i oferta Rossonerich została odrzucona. Ostatecznie w wieku 19 lat dołączył do Juventusu. Początkowo ogrywał się w zespole juniorskim Primavery. Po roku gry zadebiutował w Serie A w zremisowanym 1:1 meczu z Foggi.

Trzy lata później walnie przyczynił się do zdobycia Ligi Mistrzów przez Juventus. Również ze Starą Damą sięgnął po Puchar Interkontynentalny oraz wygrał rozgrywki w Serie A.

Początek XXI wieku dla włoskiego napastnika był równie obfity w sukcesy. Na EURO 2000 w Belgii i Holandii reprezentacja Włoch doszła do finału rozgrywek, przegrywając w dogrywce 1:2 z ówczesnym mistrzem świata Francją. Del Piero zakończył turniej z jednym trafieniem.

Włoski napastnik w 2003 roku po raz kolejny stanął przed szansą wygrania Ligi Mistrzów. Poprzednie próby kończyły się na wygranej w 1996 roku i porażkach w 1997 i 1998. Na finał do Manchesteru przyjechała niezwykle podbudowana ekipa Juventusu, która w półfinale odwróciła losy dwumeczu i pokonała u siebie Real Madryt 3:1 ( pierwszy mecz 1:2 dla RM). Motorem napędowym był oczywiście niezawodny Del Piero, któremu udało się pokonać Ikera Casillasa i przyczynić się do awansu swojej drużyny do finału Ligi Mistrzów.



W pamiętnym, włoskim finale, Juve przegrało po rzutach karnych z A.C Milan 2:3.

Jak wspomniałem, Włoch był graczem niezwykle związanym ze swoją drużyną. Po aferze Calciopoli w 2006 roku, Juventus został zdegradowany do Serie B oraz odebrano mu dwa poprzednie tytuły mistrzowskie. Wielu podstawowych zawodników Starej Damy postanowiło odejść, gdyż nie interesowała ich gra w niższej klasie rozgrywkowej. Zostać za to postanowili weterani na czele z Buffonem, Nedvedem i właśnie Del Piero. Wierność swojej drużynie to cecha, która w dzisiejszych czasach jest na wagę złota...

Jeśli jesteśmy przy temacie złota, to trzeba nadmienić o mundialu w 2006 roku i wyczynie reprezentacji Włoch. Squadra Azzurra doszła do finału i zrewanżowała się w rzutach karnych (5:3) reprezentacji Francji za 2000 rok. Stawka jednak była o wiele większa a przeciwnik nieporównywalnie słabszy od złotej jedenastki Francji z przełomów wieków. Sam finał był ciekawym widowiskiem, lecz półfinałowe starcie Włoch z Niemcami wiele mu nie ustępowało. Gdy gospodarze już szykowali się na rzuty karne, perfekcyjnym strzałem popisał się Fabio Grosso a dzieła zniszczenia dopełnił Del Piero, pieczętując awans swojej drużyny do finału.



Rzadko zdarza się, aby gracz drużyny przyjezdnej został pożegnany oklaskami przez kibiców gospodarzy. Tak było w 2008 roku, gdy Juventus wydostał się z piłkarskiego czyśćca pod nazwą Serie B i po zajęciu trzeciego miejsca w Serie A, wrócił do Ligi Mistrzów, mierząc się między innymi z Realem Madryt. Spotkanie na Santiago Bernabeu było popisem umiejętności Del Piero, który zanotował dwa trafienia i dał swojej drużynie cenne zwycięstwo.



W czasie swojej kariery we Włoszech rozegrał 719 meczów, strzelając 290 bramek; W Padovie - 14 meczów, 1 gol; W Juventusie F.C 705 meczów, 289 goli.

Z Juventusem wygrał: 6 (8) mistrzostw krajowych (1994/95, 1996/97, 1997/98, 2001/02, 2002/03, 2004/05, 2005/06, 2011/12) Puchar Włoch (1994/95), Cztery Superpuchary Włoch (1995, 1997, 2002, 2003), Ligę Mistrzów (1995/96), Superpuchar Europy (1996), Puchar Interkontynentalny (1996), Puchar Intertoto (1999).

Popularny Il Capitano od 2012 roku gra w australijskim zespole Sydney F.C, gdzie dorabia do sportowej emerytury, jednocześnie promując tamtejsze rozgrywki. Wiele fanów chcących obejrzeć swojego idola w akcji, musi wcześnie wstawać, lecz dla nich jest to przeszkoda nie do przejścia.

Alessandro Del Piero jest bez wątpienia legendą klubu ze stolicy Piemontu i jednym z najlepszych piłkarzy w historii reprezentacji Włoch. Jego postać na stałe wpisała się do europejskiego futbolu. Każdy klub powinien mieć w swoich szeregach taką postać - fightera, który nigdy się nie poddaje i zawsze jest ze swoją drużyną - na dobre i na złe.



Share:

Wybitni Piłkarze - Roberto Carlos

W piłce nożnej odnajdujemy zawodników, którzy swoimi zagraniami budzą fascynację i pełen szacunek. W każdej generacja piłkarzy mogliśmy wyodrębnić grupę gwiazd, dzięki którym ten sport był i jest tak widowiskowy. To w dużej mierze dzięki nim, futbol jest najpopularniejszym sportem na świecie.

Jedną z takich gwiazd był Roberto Carlos - człowiek niezwykle charyzmatyczny, pełen pogody ducha i co najważniejsze - niezwykle utalentowany. Po zdobyciu dwóch mistrzostw Brazylii z S.E Palmeiras - w 1993 i 1994 - rozpoczął swoją przygodę z europejską piłką. Prezes Interu Massimo Moratti, mając ambitne plany co do swojej drużyny, chciał za duże pieniądze zbudować wielki zespół. Carlos w klubie z Giuseppe Meazza pograł tylko rok, występując w 30 meczach i strzelając 6 goli. Po udanym sezonie we Włoszech przeniósł się za 6 milionów euro do Realu Madryt. Za jego transferem stał ówczesny trener Królewskich Fabio Capello. Włoch jednak po roku rozstał się z klubem, a Roberto Carlos na dobre zaczął swoją przygodę z wielką piłką.

Pierwszy Sezon 1996/97 zakończył mistrzostwem Hiszpanii, a w 1998 roku wygrał z Realem Ligę Mistrzów (Warto wspomnieć, że Królewscy zdobyli to trofeum po 32 latach przerwy). Z Klubem z Madrytu wygrał wszystko, co było do zdobycia: 5 x La Liga (1997, 2001, 2003, 2006, 2007), 3 x Superpuchar Hiszpanii (1997, 2001, 2003), 3 x Liga Mistrzów (1998, 2000, 2002), 1 x Superpuchar Europy (2002), 2 x Puchar Interkontynentalny (1998, 2002)

Jedną z najpiękniejszych bramek w Realu Madryt strzelił w meczu z Teneryfą, 21 lutego 1998 roku. Będąc na lewym skrzydle, dość silnie dośrodkował, a piłka w czasie lotu zmieniła rotację i wpadła w same okienko bramki. Chyba nawet sam piłkarz nie spodziewał się tego, że z takiej pozycji może strzelić bramkę.



W reprezentacji Brazylii zaliczył 125 meczów, strzelając 11 goli. Jedno z jego trafień przeszło do historii futbolu. W meczu Francja - Brazylia w ramach nieistniejącego już turnieju Tournoi de France, popisał się wręcz atomowym uderzeniem, z którego z resztą słynął.



Wraz z Canarinhos zdobył srebrny medal na mundialu we Francji oraz złoty w Korei i Japonii. Z ważniejszych sukcesów z reprezentacją warto odnotować tytuły Copa America z 1997 i 1999 roku.

Roberto Carlos był mocno związany z klubem z Madrytu. Podczas 11 lat pracował z wieloma trenerami i piłkarzami, chcąc ostatecznie zakończyć karierę w Realu. Zarząd jednak postąpił nie tak, jak się tego spodziewał i jego drogi z Galacticos rozeszły się. W Realu Madryt rozegrał 350 spotkań, notując 47 trafień. Jak na lewego obrońcę, wynik znakomity.

Rok 2007 to nowy rozdział w karierze piłkarza. Opuszczając Madryt, wybrał tureckie Fenerbahce, w którym został ciepło przywitany. W sumie chyba każdy klub na Ziemi byłby rad z tego, że może korzystać z usług takiego piłkarza. Przez 3 lata gry wystąpił w 65 spotkaniach, strzelając 6 goli, jednak nie odniósł sukcesu z klubem.

Później Roberto Carlos zaliczył przygodę z brazylijskim Corinthians Sao Paulo, w którym znów dane mu było grać z innym wielkim brazylijskim piłkarzem - Ronaldo. Po tym epizodzie, który do udanych nie należał, spędził swoje ostatnie lata kariery w rosyjskim Anży Machaczkała, w którym nawet został asystentem trenera. Obecnie jest trenerem w Sivassporze, w którym występuje nasz rodak - Kamil Grosicki. Z czasem dowiemy się, czy słynny Brazylijczyk będzie równie dobrym trenerem co zawodnikiem.

                                                                                                                                                             

Share:

Polska na tle innych państw

Wiem, leżącego się nie kopie. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, w jakim miejscu znajduje się polski futbol i co tu dużo mówić - jest źle. Chcę jednak pokrótce zobrazować to, jak wypadamy na tle wybranych przez mnie państw pod względem ilości awansów do Ligi Mistrzów.

Czechy (10,5 miliona mieszkańców) - nasz południowy sąsiad może być dla nas przykładem do tego, jak bez wielkich pieniędzy i równie pokaźnych stadionów niemalże co rok mieć reprezentanta wśród najlepszych 32 drużyn na Starym Kontynencie.

Sparta Praga - 8 udziałów (93/94, 97/98, 99/00, 00/01, 01/02, 03/04, 04/05, 05/06)
FC Victoria Pilzno - 2 udziały (11/12, 13/14)
Slavia Praga - 1 udział (07/08)


Rumunia (19,6 miliona mieszkańców) - Rumuni, podobnie jak Czesi, mają patent na awanse do Ligi Mistrzów. Od 2006 roku co sezon mają przynajmniej jedną drużynę w tych elitarnych rozgrywkach. Przynajmniej jedną, gdyż zdarzył się przypadek w sezonie 2008/09 gdy mieli ich dwie.

FC Steaua Bukareszt - 8 udziałów (92/93, 94/95, 95/96, 96/97, 06/07, 07/08, 08/09, 13/14)
FC CFR Cluj - 3 udziały (08/09, 10/11, 12/13)
FC Dinamo Bukareszt - 1 udział (92/93)
FC Unirea Urziceni - 1 udział (09/10)
FC Otelul Galati - 1 udział (11/12)

Austria (8,5 miliona mieszkańców) - kraj, w którym niegdyś grała spora liczba polskich piłkarzy również wypada całkiem przyzwoicie w tym zestawieniu, ustępując jednak ww.

FK Austria Wiedeń - 3 udziały (92/93, 93/94, 13/14)
SK Rapid Wiedeń - 2 udziały (96/97, 05/06)
SK Sturm Graz - 3 udziały (98/99, 99/00, 00/01)
FC Red Bull Salzburg - 1 udział (94/95)

Bułgaria (7,3 miliona mieszkańców) - Bułgarzy już prawie 7 lat czekają na swojego rodzynka w elicie. Wisła Kraków podczas swojej przygody o Ligę Mistrzów w 2011 wyeliminowała mistrza tego kraju - Litex Łowecz. Nie dziwi więc to, że Bułgarzy mają (podobnie jak my) problemy z awansami swoich zespołów do Ligi Mistrzów, skoro nie radzą sobie z drużynami w swoim zasięgu.

PFK Lewski Sofia - 3 udziały (92/93, 93/94, 06/07)

Białoruś (9,5 miliona mieszkańców) - awans Bate Borysów w sezonie 2008/09 do Ligi Mistrzów był nie lada zaskoczeniem. Można to było uznać za niespodziankę z jakimi mamy do czynienia co roku. Jednak kolejne uczestnictwa tego zespołu w rozgrywkach dały mi (i pewnie innym) iskierkę nadziej co do tego, że bez wielkich pieniędzy można osiągnąć sportowym sukces. Klub z Borysowa, który musi swoje mecze fazy grupowej rozgrywać w Mińsku i posiada budżet, którym mogą poszczycić się średniacy polskiej Ekstraklasy musi działać na nerwy polskich piłkarzy, działaczy, kibiców...

Bate Borysów - 3 udziały (08/09, 11/12, 12/13)

Serbia (7,2 miliona mieszkańców) - Serbowie podobnie jak my, dwa razy cieszyli się z Ligi Mistrzów w swoim kraju. Dorobek skromny, jednak jest to kraj mniejszy i biedniejszy od Polski, więc nie mają się czego wstydzić.

FK Paritzan Belgrad - 2 udziały (03/04, 10/11)

Wybrane kraje jak widać są mniejsze i w większości mniej zamożne od Polski. Jest to frustrujące i nie do pomyślenia, aby tak duży kraj jak Polska miał tak nieudolne środowisko piłkarskie. Wiele czynników takich jak praca z młodzieżą bądź przestarzałe metody szkolenia składają się na to, że wciąż jesteśmy w innej piłkarskiej epoce. Dobrze, że wciąż jest dyskusja o problemach, jakie trapią polską piłkę. Jest świadomość tego, co trzeba zmienić/poprawić. Potrzeba tylko czasu aby te korekty weszły w życie i postawiły nasz futbol na nogi.



Share:

Walka z wiatrakami

Z jednej strony podziwiam Zbigniewa Bońka za jego dokonania w sportowej karierze oraz za to, że jako jeden z nielicznych ex - reprezentantów Polski potrafi zachować się z klasą. W polskim futbolowym bagienku wyróżnia się elokwencją i szeroką wiedzą o sprawach politycznych i czysto sportowych. Z drugiej jednak strony szczerze współczuję mu tego, że jako prezes PZPN musi ciągle świecić oczyma przed UEFĄ w sprawie kiboli, ostatnio Legii Warszawa.

Po ostatnim incydencie w Rzymie, UEFA nałożyła na Legię Warszawa karę finansową w wysokości 150 tysięcy euro i dodatkowo zamknęła Pepsi Arenę na mecz z Apollonem Limassol. Grzywna jest wysoka, jak na polskie warunki i odbije się na budżecie warszawskiej drużyny. Czy jednak to coś da i poprawi tą niezdrową sytuację wokół Legii? Pewnie nie.

Jakby tego było mało, obecny prezes mistrza Polski Bogusław Leśnodorski dolewa przysłowiowej oliwy do ognia i publicznie komentuje poczynania władz europejskiej federacji piłki nożnej, określając je jako lewackie. Chyba nie tędy droga. Takie wypowiedzi psują tylko i tak już mocno nadszarpnięty wizerunek polskiej drużyny. Leśnodorski zamiast adresowania ciągłych pretensji do piłkarskich władz, powinien skrzętniej zająć się patologią na stadionową.

Gdy już wspomniana przez mnie UEFA jest zbyt restrykcyjna wobec jego drużyny, chcąc ją udobruchać, prosi prezesa Bońka o to, aby jeszcze raz ( po raz który to już?) porozmawiał z kim trzeba. Jednak nawet prezes PZPN, mimo wielu znajomości w europejskiej federacji piłki nożnej, nie jest w stanie wszystkiego załatwić. UEFA jest pamiętliwa i wie, że Legia w przeszłości miała podobne problemy z kibolami. Chyba każdy pamięta rok 2007 i mecz z Vetrą Wilno w Pucharze Intertoto. Może nie tyle sam mecz, co wojnę (chyba najdelikatniejsze określenie) pseudofanów Legii z miejscową policją i kibicami Vetry. Od tamtego momentu warszawska drużyna zaczęto dokładnie obserwować.

Latanie na skargi do Zbigniewa Bońka w pewnym momencie przestało być opłacalne. Nie wiem kiedy sytuacja z kibolami polskich drużyn się wykrystalizuje. Domyślam się że nieprędko. Były znakomity reprezentant naszego kraju, piastując ważne stanowisko w futbolu, zamiast go naprawiać i tworzyć podwaliny do normalnie funkcjonującego związku piłkarskiego, musi zaprzątać sobie głowę problemem kiboli - ludzi, którzy tak naprawdę nie kochają swoich klubów. Bo kto normalny, utożsamiając się z jakąś drużyną, swoimi czynami jej szkodzi ...?
Share:

Nowa karta w historii Interu Mediolan?

Prezydent Interu Mediolan, Massimo Moratti, prowadzi zaawansowane rozmowy na temat sprzedaży około 70 % udziałów klubu Indonezyjskiemu biznesmenowi Erickowi Thohirowi. Pakiet ten, jak podają media, jest wart około 300 milionów euro.

Moratti w wywiadach mówił o wzajemnych relacjach z Thohirem i swojej roli w klubie, która tak naprawdę jest czynnikiem mało istotnym i którym nie trzeba zawracać sobie głowy. Informował również o postępach w negocjacjach i o tym, że mogą one potrwać jeszcze miesiąc.

Jeśli wszystko pójdzie pomyślnie, klub z Giuseppe Meazza może znów wrócić na szczyt, tym bardziej że nie tak dawno z niego spadł. I to z hukiem. Po owocnym okresie pracy Jose Mourinho, Inter zaczął się po prostu staczać. Z ligowego giganta stał się przysłowiowym chłopcem do bicia. Kiepskie wyniki w lidze odbiły się brakiem awansu do Champions League, która jest ważnym źródłem dochodów.

Nowy właściciel klubu z Mediolanu mógłby spłacić długi i zacząć budowę nowego, lepszego Interu. Klub ten był (i jest) ważną częścią włoskiej i europejskiej piłki nożnej. Razem z innymi wielkimi markami tworzył historię, której sami po części byliśmy świadkami.

Osobiście trzymam kciuki za tym pomysłem. Szkoda aby taki klub ginął w ligowej przeciętności. Poza tym Juventusowi i Napoli, które ostatnio zdominowały rozgrywki Serie A, przyda się silny rywal który uatrakcyjni ligę. Czas na nowy Inter!
Share:

Parę słów o nadchodzącym sezonie Ligi Mistrzów

Już niebawem, 17 września, rusza kolejna edycja piłkarskiej Ligi Mistrzów. Futbol na najwyższym poziomie znów zagości w naszych domach. Drużyny którym kibicujemy staną do walki o pieniądze, prestiż i prym na Starym Kontynencie. Dla pasjonatów piłki nożnej na najwyższym poziomie to rzecz święta. Co roku można śmiało zadać sobie pytanie, kto będzie faworytem do ostatecznego triumfu? Pytanie na pozór proste, nawet dla laika nie specjalnie interesującego się sportem. Real Madryt, FC Barcelona, Bayern Monachium, Chelsea F.C, Juventus F.C i Borussia Dortmund to chyba te kluby, których ewentualne zwycięstwo trzeba brać pod uwagę w pierwszej kolejności. Kto jednak może dołączyć do tego grona? Kandydatów jest kilku.

Manchester City w letnim okienku transferowym był nadzwyczaj aktywny. Na The City of Manchester Stadium trafili tacy gracze jak Stevan Jovetić z Fiorentiny, Alvaro Negredo i Jesus Navas z Sevilli oraz Fernandinho z Szachtara Donieck za łączną kwotę ok. 111 mln euro. Poza tym ekipę The Citizens poprowadzi Manuel Pelegrini, który ma odczarować swój nowy zespół i awansować do fazy pucharowej. Przy możliwościach finansowych, jaki posiada ten klub, klęską i totalną kompromitacją był by trzeci z rzędu blamaż i skończenie sezonu na fazie grupowej. Jak to mawiają, pieniądze nie grają.

Drugi klub z Manchesteru, ten bardziej utytułowany i stojący przed nową rzeczywistością, również musi być wymieniany w gronie faworytów. United, bo o nim mowa, nie szalał tak jak swój sąsiad. Jak na mistrza Anglii przystało, doszło do jednego większego transferu a mianowicie sprowadzenia Marouane Fellainiego z Evertonu za kwotę ok. 32 mln euro. Poza tym zakontraktowano Wilfrieda Zahę z Crystal Palace za 12 mln euro. I tyle. Kadra Czerwonych Diabłów nie jest zrównoważona. Pierwsza jedenastka wygląda okazale, lecz ławka rezerwowych już mniej. Potrzeba wyników tu i teraz, gdyż to normalne wymaganie wobec takiej marki. Czy obecny zespół będzie w stanie osiągnąć coś niezwykłego?Odpowiedź na to pytanie uzyskamy za jakiś czas.

Kolejny klub z Anglii - Arsenal, mimo dość zachowawczej polityki transferowej w ostatnich latach, w tym okienku transferowym zaskoczył chyba wszystkich a głównie - kibiców Realu Madryt. Za sumę 50 milionów euro na Emirates Stadium zawitał Mesut Oezil, który powinien być ważnym ogniwem w drużynie The Gunners. Jego doświadczenie wyniesione z hiszpańskich boisk może zaprocentować i mieć wpływ na wyniki w lidze angielskiej i rozgrywkach Champions League. Arsenalu nigdy nie można lekceważyć, o czym przekonał się w ubiegłym sezonie Bayern Monachium, przegrywając przed własną publicznością 0:2 (w pierwszy meczu wygrał Bayern 3:1).

Na koniec warto wspomnieć o PSG, klubie, w który jak wiadomo pompuje się miliony petrodolarów. Drużyna budowana jest z rozmachem, gdzie sumy za zawodników nie grają roli. Zakup Edisona Cavaniego za około 64 miliony euro może okazać się strzałem w dziesiątkę ale czy tak będzie? Na Ligue 1 obecna kadra i bez Urugwajczyka była optymalna, ale do tych największych w Europie jeszcze brakowało. Może dzięki Cavaniemu ten dystans się zmniejszy?

A kto może zostać czarnym koniem rozgrywek? Stawiam na Real Sociedad. Baskowie mają ciekawą ekipę, złożoną w większości z wychowanków, gdzie przyszłą gwiazdą może być Antoine Griezmann - piłkarz świetnie wyszkolony technicznie, który walnie przyczynił się do awansu Sociedad do La Liga w sezonie 2009/10. U boku Carlosa Veli i Harisa Seferovića powinien dobrze się rozwinąć.

Real w eliminacjach do Ligi Mistrzów pewnie pokonał Olympique Lyon 4:0 (2:0,2:0). Gra ofensywna cieszyła oko a bramki strzelone Francuzom - pierwsza klasa. W grupie A Real Sociedad zmierzy się z Manchesterem United, Szachtarem Donieck i Bayerem Leverkusen. Grupa wydaje się ciężka i dość wyrównana lecz liczę na to, że Hiszpanie zrobią parę niespodzianek i pourywają punkty zespołom teoretycznie mocniejszym. Stawiam na ćwierćfinał.

Share:

Dopóki piłka w grze...

Trener Reprezentacji Polski Waldemar Fornalik, po meczu eliminacyjnym z San Marino (5:1), powiedział że "wciąż jesteśmy w grze"... Pomijam te matematyczne wyliczenia, które co jakiś czas są przytaczane w serwisach informacyjnych a które tak naprawdę są formą czystej ironii. Niestety. Bo kto myślący racjonalnie będzie wierzył w to, że uda nam się pokonać na wyjazdach Anglię i Ukrainę, licząc również na to, że Czarnogóra zremisuje z Mołdawią i pogubi punkty? Niestety, ale naszym rywalom chce się grać i to na naprawdę dobrym poziomie. Nie mówię o Anglii, która według mnie jest wciąż dobrym europejskim zespołem, ale już dawno temu wypadła z czołówki. Tak naprawdę Czarnogóra i Ukraina zachwycają wyszkoleniem technicznym i wielkim zaangażowaniem. Ich futbol może się podobać. Po obejrzeniu retransmisji meczu Ukraina - Anglia (0:0) nie widzę większych szans u Polaków w starciu z naszym wschodnim sąsiadem. Grają, wydaje się, o jedno tempo szybciej niż nasi. Anglicy we wspomnianym meczu momentami wyglądali na lekko zmieszanych z tego, co się dzieje na boisku. Z naszymi "orłami" może być podobnie. Cóż nie ma co więcej gdybać, dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe...



Share:

Iskierka nadziei

Reprezentacja Polski zremisowała wczoraj po dobrym meczu z Czarnogórą 1:1. Mecz ten musieliśmy wygrać, aby mieć jeszcze jakiś ułamek nadziei. Spotkanie w wykonaniu Polaków stało na przyzwoitym poziomie, stwarzaliśmy sobie sytuacje, lecz potrafiliśmy wykorzystać tylko jedną. W sumie to nie była sytuacja strzelecka, a wielbłąd czarnogórskiego obrońcy, który z zimną krwią wykorzystał Robert Lewandowski. Tz. Hejterzy naszego najlepszego piłkarza musieli mieć kwaśne miny po strzelonym golu. Gdy mu nie szło, łatwo było wylewać pomyje. Gdy już trafia, niektórzy jakby milkną... może i dobrze. Trafienie Roberta w kontekście całego meczu niewiele nam dało. Cieszy chyba tylko to, że w jakiś sposób przełamał strzelecką niemoc (goli z San Marino nie liczę).

W mojej ocenie sędzia mógł być bardziej przychylniejszy dla nas. Kontrowersyjne sytuacje tj. z Sobotą po którym powinien być rzut karny, tylko nasilały moją dezaprobatę do pracy tego człowieka. Trzeba również zwrócić uwagę na ostatnią akcję meczu. Na "gorąco" oglądając zamieszanie pod bramką Czarnogóry i strzał nadziei Błaszczykowskiego, byłem pewien dwóch rzeczy - że zrobiliśmy to zgodnie z przepisami i jesteśmy jeszcze w grze o awans. Chwila radości zmieniła się w spory zawód, po tym jak sędzia odgwizdał spalonego... cóż, po chłodnej analizie okazało się, że jednak miał rację. Szkoda, tym bardziej że pokazaliśmy pazur, walczyliśmy do końca i wynik nie odzwierciedla przebiegu całego spotkania.

Niektórzy entuzjaści naszej reprezentacji, po meczu eliminacyjnym z Czarnogórą, zaczęli zwalniać Waldemara Fornalika. Trener ten objął drużynę bez szkieletu, w rozsypce, krótko mówiąc - grupę ludzi. I nic więcej. Patrząc przez pryzmat wszystkich dotychczasowych meczów eliminacyjnych, drużyna nie zachwyca. Nie ma nadal wyćwiczonych jakichkolwiek schematów np. przy stałych fragmentach gry. Nie widać tego. Ostatnie mecze z Danią i Czarnogórą pokazały jednak, że ci ludzie mają potencjał, aby tworzyć drużynę grającą atrakcyjny dla oka futbol. Jednak trzeba jeszcze dużo pracy, aby ten zespół grał równe spotkania i nie remisował w naiwny sposób z dużo słabszymi przeciwnikami ( 1:1 z Mołdawią w Kiszyniowie). Kończąc tą dygresję i wracają do tematu - według mnie trener powinien pozostać na stanowisku i budować naszą reprezentację na EURO 2016 we Francji. Jeśli nie dostaniemy się na wspomniane mistrzostwa, może warto zastanowić się nad opcją zagraniczną? Może przyda się ktoś z innego środowiska piłkarskiego, ktoś kto będzie widział, gdzie tkwi problem naszej reprezentacji... Swego czasu Leo Beenhakker "zrobił" wynik, więc może to nie głupi pomysł?





Share:

Historyczne finały: Juventus F.C - AFC Ajax z 1996 roku

Finał Ligi Mistrzów z sezonu 1995/96 to krótko mówiąc - ponowny pojedynek holendersko - włoski. Ajax drugi raz z rzędu stanął przed szansą powiększenia swojego pucharowego dorobku w Europie. Wystarczyło tylko pokonać kolejną włoską drużynę, tym razem Juventus.

W 1996 roku finał zagościł na Stadio Olimpico w Rzymie. Juventus miał naturalnie psychologiczną przewagę i pewien komfort z racji miejsca rozgrywanego meczu. Ajax za to był bogaty o doświadczenie z poprzedniego roku. Obie ekipy posiadały w swoich szeregach graczy z najwyższej światowej półki lub takich, którzy dopiero na niej staną. W Ajaksie utrzymał się trzon drużyny. We wspominanym finale zagrało aż 8 graczy, którzy wystąpili rok wcześniej. Juventus zbudowany był, podobnie jak Ajax na legendach, jeśli patrząc przez pryzmat dzisiejszych czasów. Ferrare, Torricelliego, Conte, Deschampsa czy Del Piero zna chyba każdy entuzjasta futbolu. W tamtym meczu zapisali kolejny ważny rozdział w historii Starej Damy.

Na pierwszego gola musieliśmy czekać 12 min. Po błędzie Franka de Boera, Ravanelli z trudnego kąta pokonał Edwina Van der Saara i Juventus objął prowadzenie. Jeszcze przed końcem pierwszej połowy Ajax odpowiedział golem Litmanena w 40 minucie. W drugiej połowie nie doczekaliśmy się goli. Zwycięzcę wyłoniły rzuty karne, w których lepiej wypadli gracze włoskiej drużyny, wygrywając 4:2. Dla Juve trafiali: Ferrara, Pessotto, Padovano, Jugovic a dla Ajaxu: Litmanen, Scholten. Stara Dama zdobyła tym samym swój drugi w historii Puchar Europy.

Share:

Smutna historia

 Po przygnębiającym remisie, po którym Legia Warszawa pożegnała się z marzeniami o Lidze Mistrzów, warto przypomnieć sobie boje innych polskich drużyn w eliminacjach. O ile Steaua była drużyną porównywalną, jeśli chodzi o piłkarskie rzemiosło, tak niektóre zespoły z którymi musieli rywalizować polscy mistrzowie, były o wiele słabsze a i tak okazywały się nie do przejścia. Trafiali się i ci z absolutnej europejskiej czołówki, przez co niemożliwością był awans do fazy grupowej. Według mnie, gdyby UEFA zreformowała eliminacje w czasach ery Wisły Kraków Henryka Kasperczaka, nie musielibyśmy czekać tyle lat na polskiego rodzynka w piłkarskiej elicie.

Poniżej wyniki meczów w danych fazach eliminacji do Ligi Mistrzów:

1992/93    runda 2 - 1/8 finału
dwumecz:  IFK Göteborg - Lech Poznań 2:0     

1993/94    runda 2 - 1/8 finału
dwumecz:  Spartak Moskwa - Lech Poznań 7:2

1994/95    runda eliminacyjna
dwumecz:  Hajduk Split - Legia Warszawa 5:0

1995/96    runda  eliminacyjna
dwumecz:  Legia Warszawa - IFK Göteborg 3:1 AWANS do fazy grupowej

1996/97    runda eliminacyjna
dwumecz:  Widzew Łódź - Broendby Kopenhaga 4:4 (gole wyjazd) AWANS do fazy grupowej

1997/98    II runda eliminacji
dwumecz:  AC Parma - Widzew Łódź 7:1

1998/99    II runda eliminacji
dwumecz:  Manchester United - ŁKS Łódź 2:0

1999/00    III runda eliminacji
dwumecz:  AC Fiorentina - Widzew Łódź 5:1

2000/01    III runda eliminacji
dwumecz:  Panathinaikos Ateny - Polonia Warszawa 4:3

2001/02    III runda eliminacji
dwumecz:  FC Barcelona - Wisła Kraków 5:3   

2002/03    III runda eliminacji
dwumecz:  FC Barcelona - Legia Warszawa 4:0

2003/04    III runda eliminacji
dwumecz:  RCS Anderlecht - Wisła Kraków 4:1

2004/05    III runda eliminacji
dwumecz:  Real Madryt - Wisła Kraków 5:1

2005/06    III runda eliminacji
dwumecz:  Panathinaikos Ateny - Wisła Kraków 5:4

2006/07    III runda eliminacji
dwumecz:  Szachtar Donieck - Legia Warszawa 4:2

2007/08    II runda eliminacji
dwumecz: Steaua Bukareszt - Zagłębie Lubin 3:1

2008/09    III runda eliminacji
dwumecz:  FC Barcelona - Wisła Kraków 4:1

2009/10    II runda eliminacji
dwumecz:  Levadia Tallinn - Wisła Kraków 2:1

2010/11    III runda eliminacji
dwumecz:  Sparta Praga - Lech Poznań 2:0

2011/12    baraże - IV runda eliminacji
dwumecz:  Apoel Nikozja - Wisła Kraków 3:2

2012/13    III runda eliminacji
dwumecz:  Helsingborgs IF - Śląsk Wrocław 6:1

2013/14    IV runda eliminacji
dwumecz: Steaua Bukareszt - Legia Warszawa 3:3 (gole wyjazd)






Share:

Categories

Ordered List

  1. Lorem ipsum dolor sit amet, consectetuer adipiscing elit.
  2. Aliquam tincidunt mauris eu risus.
  3. Vestibulum auctor dapibus neque.

Sample Text

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipisicing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore magna aliqua.

Ut enim ad minim veniam, quis nostrud exercitation test link ullamco laboris nisi ut aliquip ex ea commodo consequat.

Definition List

Definition list
Consectetur adipisicing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore magna aliqua.
Lorem ipsum dolor sit amet
Consectetur adipisicing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore magna aliqua.

Support

Need our help to upload or customize this blogger template? Contact me with details about the theme customization you need.

Pages